Zwycięstwo Vitora Belforta z Natem Marquardtem na gali UFC 212 wyraźnie dodało Brazylijczykowi skrzydeł i możemy być pewni, że koniec jego kariery jeszcze nie nadszedł.
Belfort wygrał pojedynek przez jednogłośną decyzję i była to jego pierwsza wygrana walka od listopada 2015 roku kiedy to pokonał Dana Hendersona. Po przegranych z Ronaldo Souza, Gegardem Mousasi i Kelvinem Gastelumem (wynik zmieniony na nierozstrzygnięty), zwycięstwo na UFC 212 jest dla Vitora bardzo cenne. Mimo, że The Phenom chciał w tej walce zafundować rywalowi nokaut, to i tak jest zadowolony z wygranej przez decyzję.
— Musisz być zadowolony z każdego zwycięstwa. Chciałem go znokautować i mocno go zraniłem w drugiej rundzie oraz w trzeciej. On zadawał kopnięcia tylko po to, by kupić sobie czas. Popełniłem kilka błędów nie broniąc tych kopnięć. Chciałem jednak walczyć trzy rundy, chciałem przejść całą walkę. Chciałem cieszyć się tą walką.
Co do ostatnich przegranych walk i przyszłości, Vitor stwierdził, że pewne rzeczy zaczynają się układać i on sam ma teraz bardziej pozytywne nastawienie.
— Coś we mnie drgnęło, znów uwielbiam trenować i znów uwielbiam walczyć. To było coś, czego brakowało mi przez ostatnie trzy walki. Prawdę mówiąc czułem się wypalony.
Również w rozmowie z Jessicą Portasio, Vitor Belfort powiedział, że trenując w Tristar Gym wróciła mu chęć rywalizacji i dzięki temu teamowi wygrał tę walkę i będzie chciał dla niego stoczyć jeszcze kolejne pojedynki.