Były mistrz wagi średniej UFC Robert Whittaker zdradził, czego nie lubił i co najbardziej mu przeszkadzało, kiedy był mistrzem.
Nie jest tajemnicą, że Żniwiarz nie jest fanem obowiązków medialnych, które zbiegają się z byciem najlepszym zawodnikiem w dywizji. Będąc gościem programu Ariel Helwani’s MMA Show, Whittaker przyznał, że obowiązki medialne, wraz z innymi formami presji, sprawiały, że jego czas jako posiadacza tytułu UFC nie był zbyt przyjemny.
„Nie bardzo mi się to podobało. To jedna z tych rzeczy (bycie mistrzem), które posiadają plusy i minusy, a minusy naprawdę zaczynają mnie rozpraszać. Jest dużo mediów, dużo oczekiwań i presji, jaką sobie narzucamy. To nie współgrało ze mną zbyt dobrze.
Zawsze byłem typem faceta, który po prostu lubi walczyć. Lubię wyzwania, lubię kolejnego przeciwnika. Lubię pracować nad tym, jak mam zamiar cię pokonać. Kolejną rzeczą jest to, że uwielbiam być na pozycji underdoga. Uwielbiam ludzi, którzy piszą do mnie: „Przegrasz”. Uwielbiam te zmagania”.
Whittaker stracił tytuł w październiku, kiedy to został znokautowany przez nowozelandzką gwiazdę Israela Adesanya, który został nowym mistrzem dywizji średniej. Bez tytułu mistrza zawieszonego na talii, Whittaker mówi, że jego priorytetem jest to, by toczyć kolejne walki pojedynek po pojedynku – co właśnie pozwoliło mu sięgnąć po tytuł.
„Najważniejszą rzeczą dla mnie jest to, że nawet podczas mojej podróży po dywizji, to nigdy nie było celem. Tytuł nigdy nie był celem, był wynikiem.
Po prostu skupiałem się na jednej walce za drugą. I podobało mi się to, uwielbiałem to robić. Szczerze mówiąc jestem teraz bardziej głodny walki niż kiedykolwiek, mogę to powiedzieć. Jestem podekscytowany następną walką i jestem podekscytowany tym, co przyniesie przyszłość w nadchodzącym roku. I nie mogę się doczekać, żeby tam wrócić”.