Za nami gala Winner Punch w Bydgoszczy.
Samo rozpoczęcie gali zostało przełożone mniej więcej o pół godziny ze względu na dużą liczbę oczekujących na zakup biletu.
Galę rozpoczęto od powitania Pawła Nastuli i Peji – gości honorowych imprezy. Peja został odznaczony złotą odznaką Polskiego Związku Judo z rąk Pawła Nastuli oraz Józefa Jopka, jednego z organizatorów.
Gdy zakończyła się ta krótka uroczystość, Ryszard wykonał kilka swoich utworów (m. in. Randori), po czym mogliśmy skupić się na walkach.
Wśród uczestników gali wystąpili zarówno zawodnicy doświadczeni, jak i tacy, dla których była to pierwsza walka w formule MMA, wymienić tu można np. Wojciecha Kołosowskiego. Niestety, niektórzy zaproszeni zawodnicy się nie pojawili – należą do np. Malowaniec. Nie odbyła się także jedna z najbardziej wyczekiwanych walk wieczoru – Jocz vs Steffen, przy czym organizatorzy aż do zakończenia gali nie wyjaśnili, dlaczego tak się stało.
Cieszyła duża liczba kibiców W hali Łuczniczka, niestety nie wszyscy należeli do tych kulturalnych. Dochodziło do incydentów, które absolutnie nie powinny mieć miejsca podczas walk – np. wygwizdywanie zawodników, butelka rzucona w stronę ringu czy nieco bardziej „podchmieleni” widzowie.
Na szczęście „serce rosło” oglądając walki poszczególnych zawodników. Większość walk była emocjonująca i dynamiczna, a zawodnicy wykazywali się ambicją i wolą walki. O determinacji walczących może świadczyć fakt, iż byliśmy świadkami trzech walk zakończonych poddaniem oraz pięć walk zakończonych KO bądź TKO, a także dwa pojedynki zostały zakończone już w pierwszej rundzie. Praktycznie większość sędziowskich werdyktów była zgodna z tym, co mogliśmy obserwować w ringu. Jedynie jeden wynik mógł budzić zastrzeżenia, gdzie doszło do kopnięcia w głowę leżącego przeciwnika, po którym ostatecznie sędziowie przyznali kopiącemu ko.
W przerwach między walkami widzowie mogli oglądać pokazy Judo, Krav Magi i tańca.
Szkoda, że wszyscy organizatorzy boją się ustawiać trzyrundowe walki… Jak chcemy w ten sposób dogonić Europę? Jeszcze 2 lata temu Niemcy były oddalone od nas o lata świetlne pod względem rozwoju MMA, a teraz już nas przeganiają. Nawet na podrzędnych galach zawodnicy walczą tam trzy rundy, a pięciorundowe walki o pas też nie są rzadkością. A u nas nawet ”najlepsza polska organizacja” KSW boi się wykroczyć poza ramy 2×5 min…
Czyżby teraz Mariusz Linke vs Łukasz Baran III? 😀
Joczu nie walczył? Lipa. Organizator może chociaż po gali to wyjaśnił?
Leglocker. Wybacz, ale o czym Ty piszesz? Co tu ma ilość rund?
@Boruta ilość rund ma bardzo dużą wagę w rozwoju rodzimego mma. Taki Sowiński czy Kociao na ostatnim KSW zdychali już w połowie drugiej rundy. Grabowski w Bellatorze po trzech rundach nie wyglądał zbyt ciekawie. Prawda jest taka, że na świecie standardem są 3 rundy. Jeśli chcemy zdobywać laury na Zachodzie, koniecznie musimy poprawić kondycję. Jak to zrobić? – tylko poprzez wprowdzenie trzyrundowych walk.
W Niemczech taki Kraniotakes przewalwalczył 5 rund podczas walki ze Schmiedebergiem, a obydwoje wyglądali całkiem dobrze. Z naszych fighterów tylko Górski, ewentualnie Mamed, może przewalczyć 5 rund w miarę dobrym tempie
No to chyba na innych światach żyjemy. Bo ja żadnego standardu nie widzę. Trzy rundy są standardem, ale w USA. Na Dalekim Wschodzie z koleji najpopularniejszy jest standard z dwoma rundami, do tego różnej długości. To jest rzecz kompletnie bez znaczenia. Pięć rund na razie nikomu z Polaków nie grozi. A jak do tego dojdzie, to będą do tego się przygotowywać. A skoro „Sowiński czy Kociao na ostatnim KSW zdychali już w połowie drugiej rundy” to się zastanów jak by wygladali w trzeciej. A potem weź poprawkę na to, że spora część zawodników na gali, której dotyczy ten artykuł to byli debiutanci na zawodowych ringach. Jak sadzisz, jak oni by wyglądali w trzeciej rundzie?