„Nie jestem wojownikiem. Ja jestem barbarzyńcą” – rozmowa z Marcinem Różalskim

(fot. sport.wp.pl)

Konfrontacja.com

Dwukrotnie był Mistrzem Świata K-1 prestiżowych organizacji. Dziewiętnastego marca, na piętnastej gali „Konfrontacji Sztuk Walki” zadebiutuje w MMA. Jak sam mówi od zawsze chciał spróbować swoich sił w tej bezprecedensowej formule walki. Zapraszamy do przeczytania bardzo interesującego wywiadu z Marcinem Różalskim, który opowiada, dlaczego zrezygnował z występów w K-1, czemu MMA i jaki wpływ miał na niego film pt. „Kickboxer”. Życzymy miłej lektury.

Miałeś zawiesić rękawice na kołku, nie walczyć, a jednak powracasz. Powracasz do czynnego sportu, ale nie do K-1 tylko MMA. Skąd taka decyzja o powrocie i to do całkiem nowej formuły?
– Nigdy nie powiedziałem, że kończę ze sportem. Zrobiłem sobie przerwę. Przerwa nie była spowodowana tym, ze nie chce mi się walczyć, a tym, że dookoła mnie… pracowałem z balasami! Bo tak mogę ich nazwać. Oferty walk jakie dostawałem, to za takie pieniądze jakie mi oferowali mogę im dać co najwyżej żeby popieścili moje psy oralnie.
W stójce uważam się za dobrego zawodnika i nie będę sobie kadzić. Nie jestem jakimś kozakiem, ale uważam, że jestem dobrym zawodnikiem. Jestem zawodnikiem, który nie daje pięknych walk technicznych, ale piękne dla oka. Lubię się bić i ludziom się to podoba. Znam swoją wartość poniżej której nie schodzę. Ja nie jestem wojownikiem, bo wojownik będzie zdobywać zamki za miseczkę ryżu. Ja jestem barbarzyńcą. Ja nie zaatakuje wioski murzyńskiej tylko od razu pałac Maharadży. Ja jestem barbarzyńcą i walczę za łupy! I będę walczył wtedy, gdy moje sztuczki są nagradzane. To jest cyrk, ja jestem małpą, a małpa chce orzeszki. I tak do tego podchodzę. Byłem cały czas przygotowany, nigdy nie zszedłem z tempa. Robię cały czas dwa treningi dziennie, jestem trenerem, prowadzę się jak zawodnik, bo inwestuję w siebie i odżywki.
A dlaczego MMA? Jest bardzo duża oglądalność MMA. Dziewięćdziesiąt dziewięć procent oglądalności sportów walki i wszystkiego, co się dzieje w sportach walki to jest MMA. Jestem młodym zawodnikiem, mam przed sobą jeszcze parę lat, żeby powalczyć, żeby się spróbować. W ciągu ostatniego roku miałem trzy, a może cztery oferty walk w MMA. Niestety nie było konkretnych ofert.
Mam wewnętrzną potrzebę zaspokojenia i spróbowania się w MMA. Może kiedyś będę kaleką, może niedługo umrę i będę mieć do siebie żal, że nie spróbowałem. Spróbuję i będę wiedział. Jeżeli dam dobrą walkę to będę wiedział. Poza tym uważam Federację KSW za najlepszą w Polsce i jedną z najlepszych w Europie. Proponują dobre oferty walk i wynagrodzenie, dlatego się zgodziłem podpisać kontrakt. To jest też chęć zdobycia paru szlifów wojennych, paru szram, trochę się poobijać i trochę się pobić, bo przecież o to w tym wszystkim chodzi.
Mówisz, że chcesz się sprawdzić w MMA. Czyli nie robisz tego dla pieniędzy?
– Pieniądze są tutaj bardzo dużą motywacją. Jakbym powiedział, ze jestem idealistą i robię to dla idei to bym skłamał. Robię to na pewno dla pieniędzy, bo gdybym dostał kontrakt, który by mnie nie satysfakcjonował to ja bym nie walczył. Dostałem dobry kontrakt, dobrą ofertę, ale tak jak mówię, całe moje życie polega na sportach walki. Walczyłem w kickboxingu, walczyłem w boksie, w muay thai i K-1, trenowałem judo i ułamek sekundy brazylijskie jiu jitsu. Teraz wszystko ewoluuje do MMA. Gdzie nie wejdziesz na strony sportowe to pełno jest o MMA. Poza tym chcę się sprawdzić sam dla siebie, chcę się rozwijać. Wiem, że muszę troszkę więcej popracować w parterze, pouczyć się i to na pewno mnie motywuje.
Prócz tego zainteresowana jest MMA telewizja. Jeśli czymkolwiek jest zainteresowana telewizja to i zainteresowani są tym sponsorzy. Jeżeli wchodzą w to sponsorzy to są pieniądze, a wtedy zarobi na tym promotor, menadżer, zarobi na tym typ co lata z hot-dogami po hali, a przede wszystkim zarabia zawodnik.
Trenujesz już przekrojowo pod MMA, czy dopiero zaczniesz? Stójkę masz dobrą, ale jak jest z parterem?
– Z parterem jest u mnie bardzo dobrze. Zostałem nominowany do czarnego pasa brazylijskiego jiu jitsu (śmiech). Gdy zaczynałem swoje walki w stójce to od zawsze myślałem o MMA. Zawsze gdzieś przewijała się tam myśl, żeby spróbować.Parter zawsze robiłem. Nie systematycznie, ale zawsze się tam potarzałem. Trenuję już na pewno bardziej przekrojowo. Na pewno większy nacisk jest u mnie na stójkę, bo wiadomo, że w tej płaszczyźnie jestem lepszy. Ale nie mogę powiedzieć, że jakoś rozrywkowo traktuje parter. Podchodzę do tego poważnie, staram się sumiennie ćwiczyć. Mam nadzieję, że dojdzie do skutku nasza współpraca.
Pracowałem już z Łukaszem Jurkowskim. Trenuję z chłopakami ode mnie z klubu. Pracowałem z Mariuszem Felczakiem z Tomkiem „Kongo”. Oni mi dużo pomagają i mam nadzieję, że dojdzie do skutku nasza współpraca z Krzyśkiem Kułakiem. Właśnie skontaktował mnie z nim Maciek Kawulski i nie ukrywam, że zależałoby mi na pracy z Krzyśkiem, ponieważ podobają mi się jego walki, podoba mi się w ogóle jego styl walki. Szanuję go jako człowieka, jego wizerunek. Znaczy się nie wiem, czy to jest jego prawdziwy wizerunek, ale mi to pasuje. Prawdopodobnie odbieramy na tych samych falach i mamy tak samo w głowach poukładane.
Powiedz proszę, jakie są różnice w przygotowaniach do zawodów K-1, a do startów w MMA?
– Na pewno przygotowując się pod MMA mogę sobie wybić z głowy techniki typu wysokie kopnięcia, obrotowe kopnięcia, czy też middlekicki, bo są one najłatwiejsze do przechwycenia. Duży nacisk kładę na low kicki, bo to jest moja mocna strona. Zacząłem się skupiać właśnie na low kickach, technikach bokserskich i bardzo dużo kolan. W K-1 jest mało kolan i nie ma klinczu. Ale w boksie tajskim jest mnóstwo kolan. Dlatego największy nacisk kładę na kolana, low kicki i techniki bokserskie. Bardzo dużo pracuję również nad odrzutami zapaśniczymi, żeby uniknąć wejścia w nogi. To chyba jest główna różnica.
W K-1 startowałeś w kategorii ciężkiej. Jaki to limit wagowy?
– Od dziewięćdziesięciu pięciu kilogramów w górę. Przykład: ja ważąc sto dwa kilogramy walczyłem z zawodnikiem ważącym ponad sto trzydzieści kilogramów.
W marcu, na KSW15 wystąpisz w limicie wagowym do stu pięciu kilogramów. Skoro w K-1 waga ciężka była od dziewięćdziesięciu pięciu to nie lepiej byłoby walczyć w wadze półciężkiej, do dziewięćdziesięciu trzech kilogramów?
– Moja naturalna waga to jest około stu dwóch kilogramów. I powiem ci, że ja wierzę w przeznaczenie. Co mi jest pisane to choćby coś na czymś dęba stanęło, w poprzek, czy dęba to i tak będzie. Nie ma sensu. Trzeba brać tak, jak jest dane. Moja waga jest zbliżona stu pięciu, dobrze się w niej czuję i chcę w niej walczyć. Jeżeli jest mi pisane i dam z siebie wszystko i będzie po mojej myśli to będzie dobra walka. Jeśli jednak nie będzie po mojej myśli to już ja będę ponosił konsekwencje.
Czy rozmawiałeś już o swoim ewentualnym przeciwniku?
– Nie. To dla mnie jest sprawa drugorzędna. Zawsze to dla mnie nie było ważne. Kiedyś dostawałem telefon z informacją, że jest walka. I co? Najpierw pytałem za ile, a nie kto i gdzie. Było wiele takich sytuacji, że przygotowujesz się pod konkretnego zawodnika, a tutaj „cyk” na dzień przed walką koniec, zmiana. I co wtedy? Mam się pociąć? Powiesić? Nie! Dlatego powiem ci, że z dobrymi zawodnikami się wygrywało, a ze słabymi przegrywało. To nie ma zasady, bo z każdym można wygrać, ale i od każdego można dostać niezły łomot. To napinanie się i pier… w wywiadach, że jestem najlepszy i tak dalej nie ma sensu bytu. Trzeba wyjść, dać z siebie wszystko, nie oszczędzać się, zebrać swoje i swoje wyłożyć na ławę. A jaki będzie wynik to już nie mam jest pisane.
Jesteś z Płocka. Tam trenujesz i mieszkasz. Do Warszawy masz niedaleko, a więc możemy spodziewać się, że w marcu przyjedzie za tobą spora grupa fanów?
Kij ma dwa końce. Czasami to pomaga w chwilach słabości lub gdy jesteś zmęczony i chcesz zakończyć pojedynek przed czasem, to ten doping niesie i pomaga. Ale też na pewno deprymuje i spina, bo człowiek ma na sobie presję widowni i chce wypaść jak najlepiej. A najczęściej jest tak, że jak chce się coś bardzo, za bardzo, to nie wychodzi. A na dwoje babka wróżyła. Walczyłem kiedyś w Turcji, gdzie kibice chcieli mnie zabić i gdyby nie było ochrony przy ringu to pewnie panowie by na niego weszli i wypatroszyli mnie jak barana.
Wiesz na pewno będę wdzięczny wszystkim kibicom, którzy będą stali za mną, ale w ringu jestem sami i jestem skazany sam na siebie i tylko na sobie mogę polegać.
Skoro była mowa o ringu zapytam o kornerów. Kogo zobaczymy w twoim narożniku?
– Na pewno ktoś, kto będzie mi pomagał, podpowiadał jeśli chodzi o parter. No i od stójki chłopak, który ze mną zawsze pracuje, czyli Darek Rzeszkowski.
Wiadomo, że twój pseudonim to „Różal”, ale gdy patrzę na twoją fryzurę (irokez i długi warkocz) zastanawiam się, dlaczego nie ksywa „Tong Po z Polski”?
– Ogólnie te pseudonimy typu „tańczący z nożami”, „morderca” oraz te wszystkie inne, które fani ci nadają to wiesz… nie lubię tego. Co do fryzury to masz rację. Gdy pierwszy raz oglądałem film ”Kickboxer” i zobaczyłem Tong Po to wyszedłem na podwórko i też myślałem, że połamię drzewka. Poobijałem piszczele. Wiesz w tym sporcie te długie włosy nie są tak za bardzo, ale zacząłem je sobie zapuszczać i zapuszczać, nie przeszkadzają mi to je mam. Ale jak długo z nimi wytrzymam nie wiem.
To pewnie miałeś też i pomysły, żeby obwinąć ręce bandażami, namoczyć w żywicy, a później i w szkle?
– Nigdy nie miałem czegoś takiego w głowie (śmiech). Nie bądźmy fantastami.
Marcin już więcej nie zajmuję ci czasu. Dzięki za rozmowę i powodzenia w debiucie na KSW15.
– Dzięki.
Rozmawiał Artur Przybysz

8 thoughts on “„Nie jestem wojownikiem. Ja jestem barbarzyńcą” – rozmowa z Marcinem Różalskim

  1. Życiowy chłopak 🙂 w sumie dobrze gada ale myślę, że o ile nie dostanie jakiegoś słabiaka to może być mu trudno wygrać. Jednak kick-boxerzy nie mają łatwych początków zaczynając starty w MMA ale może… może… Może polski Crocop nam wyrośnie 😉

  2. Jest dobrym kickboxerem, świadczą o tym tytuły jakie osiągnął. Nie jest może najwyższej klasy zawodnikiem, ale nie można tu mówić, że nie jest dobry.

  3. Na Eurosporcie kiedyś sporo było o nim słychać. Świetny zawodnik, gdyby dziś rozpoczynał karierę mógłby zajsc bardzo daleko, a mimo to był przecież mistrzem świata K1

  4. ale farmazon z niego żenua i niezła dolina!!!kick boxer a saleta bez przygotowania zlał go jak psa. Zero stylu boksersko słabo, dobrze rościągnięty, nie ma ciosu nokautującego bo jest za słaby fizycznie. Panie Marcinie boks cały czas boks i siła to trzeba poprawić
    ps niezła obroża z zoologicznego?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *