Choć starszy z braci uzyskał właśnie świetny kontrakt i głośną walkę, to z jego wypowiedzi wynika, że nie robi to na nim wielkiego wrażenia.
Nick na UFC 183 ostatniego dnia stycznia zmierzy się z byłym mistrzem wagi średniej Andersonem Silvą. Na telefonicznej konferencji powiedział jednak, że mimo dużych pieniędzy jakie zarobi na tym pojedynku to w ogóle nie przeżywa emocjonalnie tej walki.
Nie narzekam, nie mógłbym prosić o nic więcej. Jestem zadowolony z umowy jaką zawarłem. Zawodnikom jest ciężko, szczególnie wśród tych którzy nie są odpowiednio opłacani i dostają połowę tego co powinni, a nie mogą nawet nic powiedzieć na ten temat. Sporo poświęcili by być zawodowymi sportowcami, wielu z nich ma oprócz tego codzienne życie na głowie, mają połowę walk co ja, więc dla wielu jest inaczej(niż dla mnie). Bycie zawodowym fighterem to nie jest łatwa droga.
Nie cieszy mnie walka. Nie używam słowa „ekscytacja” w kontekście sportu. Może bym go użył gdybym głodował i nagle zobaczył jedzenie. To jest ekscytacja. Walczyć z kimś to jest… No nie wiem… Ludzie tak zwracają uwagę na to określenie jak chodzi o walki.
37 walk, 16 lat bycia super poważnym, to trochę z człowiekiem robi. Jest dość ciężko. Nikomu nie proponuję być fighterem. Walczenie to nie jest coś co sprawia mi radość. To jest coś co robię, bo czuję, że muszę to robić.
Dalej Diaz opowiadał jeszcze o swoim stosunku do odejścia na emeryturę, jego zdaniem sporty walki to dziedzina z której nie da się nigdy tak do końca odejść.
Nick rzeczywiście w tej rozmowie wydaje się być zmęczony światem MMA, czyżby nadeszło wypalenie? Czy może po prostu do końca przewraca mu się w głowie i grymasi jak małe dziecko?
Jak sie rzeczywiscie wypalil to sie nie zdziwie jak go Silva ubije w 1R.