„Czułem się dobrze, właściwie od pierwszej rundy. Tyron był ciężkim przeciwnikiem, bo jest twardym zawodnikiem. Ale ja się dobrze przygotowałem. Czułem, że to mój czas. Jestem jednym z najlepszych na świecie… Właściwie, to czuję się, jakbym to ja był najlepszy na świecie.”
Georges St. Pierre powinien się mieć na baczności? Gdyż oto nadchodzi świeżo upieczony mistrz wagi półśredniej Strikeforce, Nate Marquardt. „The Great” świetnie zadebiutował w tej dywizji, wygrywając z Tyronem Woodleyem pas mistrzowski, który zwakował Nick Diaz. Marquardt nie walczył od 18 miesięcy z powodu sprawy z TRT (terapia hormonalna dotycząca testorteronu), ale na ostatniej walce pojawił się świeżutki i silny, jakby zbijanie 15 funtów i półtoraroczna przerwa w ogóle nie zostawiły na nim śladu. W Strikeforce nie ma już lepszych od niego, ciekawe jak radziłby sobie w UFC.
Pokazal sie z dobrej strony, w UFC mialby ogromne szanse na walke o tytul, jesli bedzie walczyl tak jak z Tyronem.
Dobry powrót po tak długiej przerwie. W UFC na pewno walczyłby z czołówką. GSP od kilku lat jest jednak poza zasięgiem wszystkich. Jedyna szansa jego rywali to kontuzja GSP która może uczynić go innym, słabszym zawodnikiem.
Pamiętacie walkę z Martinem Kampmannem