Wiele lat doświadczenia w karate, Muay Thai oraz w hodowli psów. Tak najprościej można opisać Marcina Grzyba, trenera Rosomak Muay Thai Warszawa oraz Aquila Competition Team. W obszernym wywiadzie udzielonym naszemu serwisowi Marcin opowiada o pracy trenera, współpracy z byłym mistrzem KSW, Maciejem Górskim, sytuacji polskiego MMA i Muay Thai oraz o hodowanych przez siebie psach. W pierwszej części możecie lepiej poznać bohatera naszego wywiadu, a pozostałe, niezwykle interesujące, części niebawem w naszym serwisie:
F24: Witaj Marcin! Na początek przedstaw się proszę naszym czytelnikom i opowiedz, jak trafiłeś do świata sztuk walki.
Marcin Grzyb: Witam! Moja przygoda ze sportami walki zaczęła się od tego, że tata wysłał mnie na pierwszy trening Karate Shotokan. Sam ćwiczył bardzo długo: zaczynał od judo, a później było przez bardzo długi czas karate, a skoro ja się urodziłem, kiedy on był młody, to ciągał mnie ze sobą na treningi. Sam nigdy jakoś poważnie nie traktowałem tego karate, była to forma wypełniania wolnego czasu i po części uczęszczałem na treningi, bo tata chciał. Zaczynałem u senseia Dariusza Bajkowskiego, cały czas ćwiczyłem pod okiem taty, który ma teraz trzeci dan, potem ćwiczyłem na Grochowie. Później wkręciłem się bardziej w karate, ale w pewnym momencie uświadomiłem sobie, że to nie to. Każdy w okresie dojrzewania odnajduje nowe pasje, zaczyna się włóczęga z kolegami i odbija mu ulica. W moim przypadku uświadomiłem sobie, że oprócz nóg w walce liczą się również sierpy i cały arsenał ciosów bokserskich wraz z nieco archaiczną gardą, a nie taką z karate. Porzuciłem karate i zająłem się piłką nożną. Wychowałem się na warszawskiej Sadybie, gdzie było multum chłopaków, dziewczyn mało i nie było się czym innym zająć, tylko piłką. Zawsze lubiłem grać w piłkę nożną, ale wtedy zorientowałem się, że jeśli nie trenuje się w jakiejś akademii piłkarskiej, to nie ma szans na jakąś karierę w tym sporcie, a zawsze miałem w sobie zaszczepioną wielką miłość do sportu i musiałem szukać czegoś nowego. Wtedy zainteresowałem się Muay Thai. Razem z tatą oglądaliśmy K-1 w czasach, gdy triumfy święcił Ernesto Hoost i Peter Aerts i zaczęliśmy sami wprowadzać do swoich treningów elementy K-1. Później poznałem Maćka Skupińskiego, pierwszego Mistrza Świata amatorów Muay Thai z Polski. Mój kolega u niego ćwiczył i namówił mnie, bym spróbował. Tam od razu wkręciłem się do grupy zaawansowanej, chociaż wcześniej nie miałem nic wspólnego z Muay Thai. I tak właśnie zacząłem przygodę z krwawiącym nosem, rozciętymi łukami brwiowymi itp. Dzięki temu bardzo szybko nauczyłem się poprawnie trzymać gardę. W tym czasie bardzo szybko robiłem postępy, bo strasznie zapaliłem się do nowego sportu. Później zacząłem łapać kontuzję czy to na rugby czy na treningach. Wtedy zaczynałem prowadzić karate i ktoś mnie poprosił, abym prowadził boks tajski.
F24: No właśnie a propos Twojej pracy trenerskiej. Skąd pomysł na otwarcie klubu Rosomak?
MG: Po prostu ktoś mnie poprosił, abym prowadził treningi i tak to się zaczęło. Najpierw prowadziłem treningi u tego znajomego, a później zacząłem uczyć na Ursynowie razem z tatą i szukaliśmy odpowiedniej nazwy dla klubu. Chcieliśmy mieć nazwę wpadającą w ucho, ale nie jakąś błahą. To mój tata wpadł na pomysł z Rosomakiem. Rosomak jako zwierze jest znane ze swojej odwagi, a ponadto jest mały, a dużo może, więc pomysł wydał się trafiony. Taki opis pasuje również do samego Muay Thai. W tajskim liczy się tak naprawdę serce do walki, które tak naprawdę definiuje dobrego zawodnika. W 2005-tyn lub 2006-tym roku po raz pierwszy wystartowałem w turnieju Muay Thai na obiektach warszawskiej Gwardii, który organizował wspomniany wcześniej Maciej Skupiński, jeszcze pod patronatem Zrzeszenia Muay Thai. Udało mi się wygrać ten turniej, na którym miałem dwie walki. Potem starty mi się nie udawały.
F24: Właśnie gdy już jesteśmy przy startach to na Youtube można znaleźć Twój pojedynek ze Stanisławem Zaniewskim, który teraz robi wielką karierę w Rosji, to była Twoja ostatnia walka….
MG: Tak to moja ostatnia walka, niestety przegrana. Teraz robi karierę, fajnie się bije lubię oglądać jego walki. Na tamtym turnieju wystartowało kilku chłopaków ode mnie z klubu i ja jako jedyny przegrałem wtedy pojedynek. Teraz wiem, że rozwijanie się jako trener i jako zawodnik nie idzie w parze. Nie można łapać dwóch srok za ogon, o czym sam się przekonałem.
F24: Prześledziwszy Twoją karierę trenerską to masz jakieś osiągnięcia. Byłeś trenerem Michała Olasia, czołowego polskiego boksera amatora, którego wychowałeś, ale Karol Łada też u Ciebie trenował…
MG: No właśnie z Karolem to nie do końca tak. Nie jest moim wychowankiem, tylko pierwszy start na zawodach miał u mnie. Sytuacja wyglądała tak, że wtedy on miał jakieś nieporozumienia w Akademii Walki i nie chcieli wystawić go na zawodach. Karol przyjaźnił się z Krzysiem Gutowskim, który też walczył u mnie, to trafił do mojego klubu i sobie wystartował. Karol jest wychowankiem Dimy Kartela z Garudy, a nie moim. Co do moich zawodników to mogę powiedzieć, że wspomniany wcześniej Krzysiek Gutowski jest ciekawą postacią. Obecnie prowadzi boks w akademii S4, był jeszcze Filip Gałuszka, który stoczył około 30-stu walk amatorskich z różnym skutkiem. Nie przełożyło mu się to niestety na życie, ale coś tam sobie zyskał. No najsłynniejszy z moich wychowanków to Michał Olaś, obecnie świetny bokser i trener boksu w Copacabanie Warszawa. Życzę mu jak najlepiej, jest młody i może jakoś wyżyje z tego boksu.
F24: Jak to się stało, że rozpocząłeś współpracę z Jakubem Zawadzkim z ACT Warszawa i trenujesz teraz zawodników MMA?
MG: Wszystko się zaczęło kilka lat temu, kiedy razem z Kubą pracowaliśmy z Maćkiem Górkim, gdy ten jeszcze walczył w KSW. Nie mieliśmy żadnych problemów z komunikacją i tak zaczęliśmy współpracować. Najważniejsze jest, aby się dogadywać i nie wchodzić sobie w paradę. Wiadome jest, że kiedy jest zawodnik stójkowy, to wolałby walczyć w stójce niż w parterze i na odwrót.
F24: Zacząłeś mówić o Maćku Górskim. W środowisku MMA słynie on ze swojego porywczego charakteru. Jak ten charakter odbijał się na waszej współpracy?
MG: Między nami nie było żadnych nieporozumień. Może na te Twoje rewelacje wpływ miało otoczenie. Może czuł, że na treningu nie jest gwiazdą tylko zwykłym zawodnikiem, to nie było takiego problemu. Uważam, że Maciek jest jednak ciekawą postacią, może nieco kontrowersyjną, ale ciekawą…
Koniec części pierwszej…
Fajnie, że w końcu robicie swoje wywiady. Marcin super trener i człowiek, polecam wszystkim treningi u niego.
Bardzo fajny materiał, oby więcej takich wywiadów.