(fot. mma-attack.com)
Damian Grabowski, Tomasz Drwal, Maciej Górski czy Eddie Sanchez to tylko niektórzy z zawodników, którzy wystąpią podczas pierwszej edycji gali MMA Attack, która odbędzie się 5 listopada. Walką wieczoru będzie pojedynek Marcina Najmana z Przemysławem Saletą. Organizatorzy przeprowadzili obszerny wywiad z Łukaszem Jurkowskim, który opowiada o współpracy z MMA Attack.
Zapraszam do lektury.
Wywiad ze strony mma-attack.com
Wywołałeś ostatnio w mediach spore zamieszanie „zdradzając KSW”. Jak to było z tą zdradą?
– To był wymysł jakichś absolutnie niekompetentnych dziennikarzy! Powstał mały kocioł, a w mojej współpracy z MMA ATTACK nie ma żadnej zdrady Federacji KSW! Wyjaśniłem to z resztą z portalem, który opublikował ten sensacyjny tytuł – w dosyć ostrych słowach przekazałem szefowi portalu, co mi się nie podoba i również po interwencji KSW udało się ten tytuł zmienić na taki, że „Juras współpracuje z MMA ATTACK”, bo taka jest rzeczywistość. Sprawa z owym portalem już została wyjaśniona i nie ma więcej złych emocji między nami. Zostałem matchmakerem federacji MMA ATTACK po uprzednich koleżeńskich rozmowach z Maćkiem i Martinem – szefami KSW. Jestem zawsze bardzo lojalny wobec ludzi, którzy dali mi szansę stać się tym, kim jestem obecnie. Cieszę się, że pomimo biznesowego konfliktu pomiędzy KSW a MMA ATTACK, szefowie federacji cenią sobie bardziej dobro i rozwój MMA w Polsce i pozwolili bez większych emocji sprawdzić mi się w nowej roli.
Opowiedz na czym polega twoja rola w MMA ATTACK. Co to znaczy być matchmakerem?
– Matchmaker ma zorganizować fajny pojedynek. Tak, żeby był ciekawy dla widza, żeby był dobry sportowo i dobry do ogrania marketingowo. Nazwiska, które zgromadziliśmy w rozpisce gali niewątpliwie przyciągną fanów z bardzo różnych stron: i tych prosportowych i tych, którzy chcą zobaczyć troszeczkę show. Ja myślę, że nazwiska, które udało się skompletować na galę MMA ATTACK to są nazwiska, które gwarantują dobry poziom i emocji, i sportu.
Czyli cały fightcard listopadowej gali jest twoim dziełem? Drwal, Kita, Grabowski… Najman to też twoje pomysły?
– Ja jestem odpowiedzialny za stronę zagraniczną, z wyjątkiem pierwszej walki Sikońskiego z Malinowskim. Zawodnicy: Grabowski, Kita, Drwal, Górski, Grabarek i Mańkowski to są już zawodnicy zakontraktowani przez Darka Cholewę. Moim zadaniem było znalezienie im godnych, dobrych, klasowych rywali. Cieszy mnie niezmiernie fakt, że nie miałem szukać mięsa armatniego, tylko rywali, którzy dadzą dobry pojedynek, mają dobre nazwiska, dobre rekordy i będą mogli fajnie się sprzedać już podczas samej gali. I myślę, że szukając wedle tego klucza, wiedząc jak biją się nasi chłopcy, dorzuciłem im zawodników, którzy stworzą dobre show.
Jeszcze kilka dni temu działałeś incognito, więc nie miałeś tego ułatwienia, że menadżerowie podsyłali do Ciebie propozycje swoich zawodników. W jaki sposób szukałeś kontaktów oraz nazwisk?
– Myślę, że to, że dostałem od szefa MMA ATTACK propozycję współtworzenia tego fightcardu, to tylko i wyłącznie wynik tego, że jestem w sporcie wystarczająco długo, żeby mieć już sporą bazę własnych kontaktów. Tak naprawdę większość zawodników, ich managerowie i teamy to osoby, które na przestrzeni siedmiu lat kariery zawodnika MMA poznałem. Wbrew pozorom świat MMA jest mały i na trzech osobach można zbudować całą siatkę połączeń. To akurat jest dobre – nie ma jakichś zawiłości, że ktoś jest związany z daną organizacją, to nie będzie bił się w innej. Pomijam zawodników kontraktowych, tak jak w UFC, czy choćby w Polsce w KSW, ale w większości zawodnicy byli bardzo otwarci, pomimo że jest to pierwsza gala organizacji MMA ATTACK. Wiadomo, że nie każde duże nazwisko, jak chociażby Eddie Sanchez, którego uważam za jednego z najlepszych zakontraktowanych zawodników z zagranicy, zgadza się na walkę dla nowej federacji i z mocnym zawodnikiem, jakim niewątpliwie jest Michał Kita. Fajnie, że MMA ATTACK tak mocno wchodzi na rynek, z jeszcze niesprawdzoną marką, ale z dobrymi zawodnikami jak np. Peter Sobotta, który ma za sobą starty w UFC, czy choćby wspomniany wcześniej Eddie Sanchez.
Coś Cię zaskoczyło na którymś etapie twojej pracy? Jakieś wyjątkowo trudne negocjacje czy zachcianki zawodników?
– Oj było tego trochę. W pierwotnej wersji najwięcej roboty przysporzył main event związany z MMA. Miała być walka Damiana Grabowskiego z Kostyą Gluhovem i wiem, że wielu fanów polskiego MMA na tę walkę czekało. Tym bardziej, że Gluhov ostatnimi czasy mocno Polakami pozamiatał. Damian jednak rok nie walczył i poprosił o rywala z troszeczkę niższej półki na wdrożenie się w rytm i cykl walki. W pełni to rozumiem! Uspokajając wszystkich fanów – ta walka na pewno jeszcze się odbędzie! Ale wracając do pytania – z Gluhovem było najwięcej problemów. Mówiąc na śmiesznie, bo znam się z Gluhovem osobiście i łatwiej nam się rozmawiało, było troszeczkę „kwiatków”, gdzie musiałem się łapać za głowę, negocjując z nim warunki przyjazdu. Jedno, co mogę powiedzieć – Gluhov, jako uznana marka wagi ciężkiej w Europie, ceni się naprawdę dobrze… [śmiech]
Czyli brałeś też udział w negocjacjach kontraktów. Nie żałowałeś czasem, że nie ma Cię po tej stronie zawodniczej?
[śmiech] Nie. Ja pracuję jako matchmaker federacji MMA ATTACK, więc chcę wynegocjować jak najniższe pieniądze. Bardzo często zawodnicy, po dłuższych negocjacjach, decydowali się na kwoty, za które ja bym nie wszedł do klatki [śmiech]. Poza tym przez wszystkie lata mojej kariery sportowej w MMA w Polsce biłem się tylko i wyłączne dla KSW. I mam słowną umowę, że tak już zostanie. Słowo dla mnie warte więcej niż pieniądze…
Dla wielu zawodników z USA, bo tych przyjedzie najwięcej, szansa pokazania się w Europie to jest coś naprawdę fajnego. Oni bardzo często myślą, że Europa to jest jeden kraj położony na lewo od Stanów Zjednoczonych. A teraz będą mieli okazję zobaczyć, czym jest Polska, jak się tutaj żyje, że wcale tutaj nie chodzą niedźwiedzie polarne po ulicach. Z resztą sami chcą przyjechać wcześniej, zobaczyć Warszawę. Niektórzy, o dziwo, jak chociażby menadżerowie Sancheza, dużo wiedzą o naszym kraju i naszej historii, co akurat miło przeze mnie zostało odebrane. Takie mniej sportowe sprawy pomagają negocjować stawki. Myślę, że dla Darka Cholewy oszczędziłem parę złotówek i to też jest ważna moja rola, oprócz takich czysto sportowych aspektów. Bo nie jest problemem zestawić mocny fightcard za duże pieniądze.
Pojawiły się też pogłoski, że będziesz galę MMA ATTACK komentował…
– Nie. To akurat absolutnie nie wchodzi w grę. Wiadomo, że TVN Turbo transmituje tę galę. Razem z Andrzejem Janiszem jesteśmy związani z telewizją Polsat – jak wiadomo największym komercyjnym konkurentem grupy ITI i z czystej lojalności do stacji Polsat nie będę komentował gali MMA ATTACK.
Poza kompletowaniem fightcardu masz także inny udział w gali. Trenujesz zawodników, którzy na niej wystąpią.
– Tak. Będę otwierał i kończył galę [śmiech]. Na pewno będę stał w narożniku Dominika Malinowskiego – młodego zawodnika, który mam nadzieje, że tą walką rozpocznie fajną karierę. Rywal trudny, cięższy, większy, ale jestem spokojny o Dominika. Ciężko trenuje i na pewno da bardzo widowiskowy pojedynek. Kto wie, czy nie będzie to najlepsza walka gali. Kończę też galę, bo prawdopodobnie będę stał w narożniku Przemka Salety. Oficjalnie jeszcze o tym nie rozmawialiśmy, ale będziemy się razem przygotowywać. Również z tych względów pozasportowych dobrze będzie, jak się tam pojawię… [śmiech].
Nie wierze w to co Juras mówi.Mysle,ze jak szydło wyszło z worka i wszyscy dowiedzieli sie ze Juras wspolpracuje mmaatack to po ostrej rozmowie z ksw wymyslili sobie opcje ze to niby za zgoda ksw.Jak ksw moglo sie na to dobrowolnie zgodzic skoro w mmaatack jest ich wrog smiertelny Górski czy obecnie Najman z którym sie strasza procesami sadowymi.Na logike to co mowi Juras to brednie
Moim zdaniem mówi prawdę. Lewandowski i Kawulski z Jurasem znają się dłużej niż 5lat. Nie ma tam relacji pracodawca-pracownik tylko kumpel z kumplem. Oni dali mu szanse występów ,dali mu zarobić on także dał im zarobić swoją osobą. Porozmawiał z nimi jak kumpel z kumplem i mu pozwolili. Tak to widzę.
W biznesie nie ma kumpel-kumpel. Poza tym nigdy nie przepadalem z ajurasem