Zastanawiałam się, o czym napisać w dzisiejszym odcinku, ale ponieważ w zeszłym tygodniu mieliśmy Mistrzostwa Polski Muay Thai – to opowiem Wam o naszych walecznych dziewczynach.
Muay Thai zaczyna się coraz lepiej kręcić, o czym świadczy liczba ponad 150 zawodników i zawodniczek, którzy przyjechali do Świebodzic walczyć o medale. A fakt, że miałam do sędziowania 11 walk kobiet w 3 kategoriach wiekowych, to już w ogóle ewenement.
Fajnie, że walczących dziewczyn jest coraz więcej. Są panie, które walczą odkąd pamiętam, są też nowicjuszki, które dzielnie stawiają czoła bardziej doświadczonym koleżankom. No i są dziewczynki 11-12 letnie, które wywarły na mnie absolutnie największe wrażenie. Miałam przyjemność sędziować w ringu walkę takich dziewczynek: Oliwii Ziembikiewicz (tegorocznej vice-mistrzyni świata z Malezji) i Marceliny Czuchraj. Co mogę powiedzieć? Takie zacięcie, wytrzymałość i technikę rzadko widzę u starszych zawodniczek 😉 Jeśli dziewczyny wytrwają w treningach, to za parę lat będziemy mieć sukcesy na miarę Joanny Jędrzejczyk, która długie lata dominowała swoją kategorię.
A jak walczą dziewczyny? Różnie, bardzo różnie. Począwszy od pojedynków „na przetrwanie”, gdzie zawodniczkom trochę brakuje kondycji na pełny dystans walki i więcej jest chodzenia i przymierzania, niż samej walki, kończąc na prawdziwych wojnach. Najlepiej ogląda się (i sędziuje) walki zawodniczek doświadczonych i obitych na ringach, bo kiedy jedna zna wartość drugiej, to co prawda jest trochę „czajówy” taktycznej, ale za to jak dojdzie do wymiany, to jest ogień.
Dziewczyny na ogół walczą pełen dystans. W swojej karierze sędziowskiej nie miałam jeszcze przypadku, aby walka skończyła się przez nokaut. Wynika to z tego, że nawet silna dziewczyna rzadko kiedy jest w stanie wygenerować odpowiednią siłę ciosu, która przejdzie przez rękawice i kask przeciwniczki, pozbawiając ją świadomości. Zdarzały się natomiast walki, które przerywałam przez tzw. „out of class”, czyli różnicę klas zawodniczek. Co jakiś czas trafia się także walka, którą muszę przerwać z powodu niedopuszczenia zawodniczki do dalszej walki w wyniku krwotoku (najczęściej z nosa), którego nie można zatamować. W walkach amatorskich zawodnik krawiący nie może kontynuować walki, jednak ten przypadek wywołuje najczęściej protesty. Jest to dla mnie zrozumiałe, bo pod wpływem adrenaliny zawodnik nie czuje bólu złamanego/naruszonego nosa (z którego leci czerwony wodospad) – jednak przepisy są w tym względzie nieubłagane. Czy można coś poradzić na słaby nos? Niektórym pomaga wypalanie naczynek krwionośnych, ja jednak jestem zwolenniczką starej dobrej szczelnej gardy 😉
Powtórzę się: fajnie, że dziewczyn jest coraz więcej, oby obstawiły jak najwięcej kategorii wagowych na tegorocznych Mistrzostwach Europy, które będą odbywać się we wrześniu w Krakowie.