KSW 18 Unfinished Sympathy – Relacja z gali

Za nami osiemnasta już gala Konfrontacji Sztuk Walki, która tym razem odbyła się w Płocku, rodzinnym mieście Marcina Różalskiego, zawodnika występującego w walce wieczoru. Gala KSW 18 o tytule Unfinished Sympathy stała na wysokim poziomie i mimo nagłych, nieprzewidzianych zmian oraz związanych z tym obaw okazała się być naprawdę solidnym widowiskiem sportowym.

Emocjonujący wieczór rozpoczęli doświadczony Cengiz Dana oraz młody czeczeński zawodnik walczący pod polską flagą Anzor Azhiev. Wyjście Anzora do ringu, dla którego było to zaledwie drugie zawodowe starcie, nie napawało jednak optymizmem. Zawodnik wyglądał na mocno przestraszonego i stremowanego, co w przypadku starcia z tak doświadczonym i rutynowanym fighterem jak Dana mogło rokować rychłą porażkę. Nic takiego jednak się nie wydarzyło, ponieważ gdy zabrzmiał pierwszy gong Azhiev w którego narożniku stał między innymi sam Mamed Khalidov, ruszył do dynamicznego ataku, kompletnie zacierając pierwsze wrażenie które sugerowało jego onieśmielenie. Byliśmy świadkami, naprawdę efektownego pojedynku, Azhiev walczył energicznie i nieustępliwie. Punkty zdobywał głównie obaleniami, ale w stójce również radził sobie świetnie, wykonał między innymi tzw. „backfist” oraz atakował kolanami. Warto również wspomnieć moment, w którym po jednej z akcji Dana wypadł poza ring i niemalże spadł z podestu. Azhiev orientując się w sytuacji, błyskawicznie rzucił się za liny by przytrzymać swojego przeciwnika i tym samym uchronić go od upadku. Zdecydowanie należą mu się brawa za chłodny umysł i postawę fair play. Anzor Azhiev zwyciężył zasłużenie na punkty po upływie regulaminowego czasu dwóch rund. W opinii wielu ta walka powinna zostać okrzyknięta, najlepszą walką wieczoru i ja również pozwolę sobie podpisać się pod tym zdaniem.

W drugiej walce naprzeciw siebie stanęli Kamil Bazelak oraz Kamil Waluś. Było to starcie, wokół którego krążyło najwięcej tak zwanej „złej krwi”. Obydwaj zawodnicy „przekrzykiwali” się w Internecie grożąc sobie nawzajem. Kamil Bazelak, który zapowiadał nokaut na swoim przeciwniku, był jednak znacznie wolniejszy od Walusia a jego ataki były wyraźnie sygnalizowane. Kamil Waluś z kolei pokazał jak wielkie postępy poczynił, walczył spokojnie, co i raz celnie trafiając niskim kopnięciem. Walka zakończyła się w ciągu niecałych dwóch minut po tym jak Waluś zaatakował prawym sierpowym. Bazelak chcąc uniknąć ciosu poślizgnął się na macie ringu i wylądował na ziemi, co było wystarczającym sygnałem dla „Augustowskiego Drwala”, który dokończył walkę ciosami w parterze.

Powrót Davida Olivy na ring KSW był dobrą wiadomością dla wszystkich fanów MMA w Polsce. Jednak wiedząc jak, mimo mylącej aparycji, niebezpieczny jest Oliva mieliśmy pełne prawo obawiać się o Karola Bedorfa, Amerykanin pokonał już przecież m.in. Wojciecha Orłowskiego i Daniela Omielańczuka. Karol jednak do tej walki przygotował się bardzo solidnie, skutecznie przeciwstawiając się wysokim umiejętnościom zapaśniczym Davida Olivy, który w większej części starcia był w zasadzie bezradny. Bedorf świetnie się bronił i dobrze atakował, czym zdobył przewagę punktową i jak najbardziej zasadnie wygrał walkę przez jednogłośną decyzje sędziów. Tym samym ufundował Amerykaninowi pierwszą porażkę w karierze.

Starcie Maciej Jewtuszko vs. Dean Amasinger zapowiadało się nader ciekawie. Zawodnicy od początku zaczęli wymieniać ciosy w stójce. Popularny „Irokez” był bardzo zdeterminowany do tego, aby zatrzeć za sobą niezbyt udane wrażenie po KSW 17. Niestety ta determinacja doprowadziła do tego, że po niedozwolonych kolanach w parterze otrzymał od sędziego czerwoną kartkę i został ukarany odjęciem punktu. Amasinger, który wówczas mógł poinformować sędziego o swojej niezdolności do dalszej walki, co skutkowałoby dyskwalifikacją Jewtuszki, postanowił jednakże honorowo walczyć dalej. Zaliczył nawet obalenie, z którego ostatecznie jednak bardziej skorzystał „Irokez”, najpierw podejmując próbę dźwigni na stopę a później przechodząc do uderzeń w parterze, po których sędzia przerwał pojedynek. Można odnieść jednak wrażenie, że walka przerwana została nieco za wcześnie, gdyż Anglik nie był całkowicie pasywny i wiele wskazywało na to, że zbiera właśnie siły, aby wydostać się spod gradu ciosów Polaka. Sędzia Tomasz Bronder podjął jednak taką a nie inną decyzję i tym samym zwycięstwo przez TKO dopisał do swojego konta „Irokez”.

W walce numer 5 naprzeciw siebie stanęli – Artur Sowiński, który to właśnie na KSW 17 przez potężne KO pokonał Macieja Jewtuszkę oraz były zawodnik UFC Curt Warburton, który tego samego zawodnika pokonał przez decyzję sędziów na UFC 127. Zaczęło się od kunsztownej wymiany w stójce, po której Warburton zaliczył jednak obalenie na Sowińskim. Artur znany z tego, że dobrze walczy z pleców, był bardzo aktywny, dwukrotnie nawet próbując zastosować dźwignie, jednak nieskutecznie. W drugiej rundzie kolejne obalenie na swoim koncie zapisuje Anglik, po podniesieniu walki do pozycji stojącej, „Kornik” zamiast starać się utrzymać walkę na dystans postanawia odkuć się przeciwnikowi za obalenia i sam podejmuje próbę sprowadzenia walki do parteru. Próba ta jest jednak zbyt sygnalizowana i Warburton wykorzystuje ten fakt, zakładając ostatecznie naszemu zawodnikowi duszenie trójkątne rękoma i tym samym kończąc walkę na swoją korzyść.

Przyszedł czas na główne walki wieczoru, pierwszą z nich było starcie Jan Błachowicz vs. Mario Miranda. Warto w tym miejscu zauważyć, że Miranda nie był pierwotnie anonsowanym przeciwnikiem dla Błachowicza i zdecydował się na tę walkę dosłownie kilka dni przed galą. Nie okazał się jednak tzw. „chłopcem do bicia” jak można by było się spodziewać i dał naszemu „Johnowi” naprawdę solidny odpór. Błachowicz celnie uderzał seriami ciosów i kopnięć. Miranda, który mimo ekstremalnie małej ilości czasu, zdołał jednak „odrobić lekcje” i skutecznie atakował niskimi kopnięciami na wykroczną nogę Polaka, w podobny sposób w jaki robił to zwycięski nad Błachowiczem, Thierry Sokodjou podczas KSW 15. Po dwóch rundach obydwaj zawodnicy byli wyraźnie zmęczeni jednak, wyglądało na to, że to Miranda zachował większe rezerwy sił. Błachowicz miał, co prawda przewagę punktową jednak, trzecia runda mogła zaważyć na wszystkim. Mario Miranda starał się uwydatnić swoją przewagę i wykorzystać większe zasoby sił, ale Jan Błachowicz nie pozostawał dłużny i ostatecznie wygrał po trzech rundach jednogłośnym wskazaniem sędziów.

Walka finałowa pierwotnie miała odbyć się pomiędzy Marcinem Różalskim a legendą K-1, Jerome Le Bannerem, ostatecznie jednak z powodu kontuzji tego drugiego do walki z Różalskim zaproszono brata słynnego Alistaira Overeema – Valentijna. Valentijn Overeem to zawodnik, który aktualnie jest swego rodzaju „journeymenem” bazującym na popularności swojego młodszego brata ale ma przebłyski naprawdę wielkiego talentu. Na nieszczęście dla faworyta publiczności jeden z tych przebłysków nastąpił właśnie na KSW 18. Dobrze zaczął „Płocki Barbarzyńca” jednak Overeem, wcale nie będąc gorszym kick-bokserem ostro zaatakował, uderzeniami oraz kopnięciami, które wyraźnie zaskoczyły Różalskiego. Po silnych uderzeniach kolanami, kilku ciosach w narożniku i wysokim kopnięciu na głowę Holender wykonał obalenie. Będąc w półgardzie uderzył kilkukrotnie, po czym poszedł po nogę Różalskiego celem wykonania dźwigni zwanej „Taktarov”, w tej sytuacji swoją szansę zobaczył również Polak i podjął próbę wykonania tej samej dźwigni. Kiedy na twarzy Overeema pojawił się grymas bólu, wyglądało na to że Marcin odwrócił kartę, Holender jednak nie miał zamiaru się poddać i z uporem walczył o przetrwanie. Ostatecznie okręcił się na brzuch i wykonał klucz na stopę, którego Polak nie mógł przetrzymać i odklepał poddanie.

Osiemnasta gala KSW była atrakcyjnym wydarzeniem sportowym i można pokusić się o stwierdzenie, że skutecznie zmazała to niezbyt dobre wrażenie, która pozostawiła jej poprzedniczka. Tym razem towarzyszyły nam tylko pozytywne emocje a miejmy nadzieję, że negatywne emocje, które pojawiły się po niezbyt udanych decyzjach sędziowskich na KSW 17 już nigdy nie będą miały prawda bytu, tak jak absolutnie nie miały prawa bytu na KSW 18. Mimo nieprzewidzianych zmian i wróżbach klęski, gala ta obroniła się udanymi walkami oraz prawdziwie, czysto sportową rywalizacją. W związku z tym trzeba uczciwie przyznać, że pełni zasłużyła na swój tytuł „Unfinished Sympathy”.

 

Jędrzej Kowalik

www.fight24.pl

4 thoughts on “KSW 18 Unfinished Sympathy – Relacja z gali

  1. KSW was sponsoruje czy coś? Po dobrej gali w Japonii zero artykułów i komentarzy, za to już po raz dwudziesty czytam o tym wybitnym wydarzeniu w Płocku, z walką wieczoru godną mistrzów. What’s up?!

  2. k****. ksw sprowadziłoby czołówke swiatowego mma i tak byscie narzekali. Obecnie jest najazd na nich i tyle.
    Bylem w płocku. Ogądalem gale i walki były swietne.

    Co do oprawy to ona akurat najgorzej wygladala moim zdaniem. Nieraz muzyka za głosno, jakies dziwne przerwy tak jakby nie wiedzieli co maja zrobic itp. Lecz walki na swietnym, emocjonującym poziomie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *