Krzysztof Jotko nie miał łatwego starcia w październiku, kiedy pokonał Mishę Cirkunova i teraz szykuje się na równie wymagający pojedynek z Geraldem Meerschaertem na gali UFC on ESPN 35.
Kiedy podczas obozu treningowego Jotko (23-5 MMA, 10-5 UFC) zachorował, a dodatkowo miał połamane żebra, większość otoczenia zachęcała go do wycofania się z tamtej walki. On jednak nie poddał się i wygrał przez niejednogłośną decyzję, co dało mu cztery zwycięstwa w ostatnich pięciu walkach. Ta wytrwałość, jak sam mówi, nauczyła go wiele o tym, kim jest jako zawodnik.
Do sobotniej walki z Geraldem Meerschaertem (34-14 MMA, 9-6 UFC) przystąpi po obozie, na którym nie było takich przeszkód jak ostatnio i ma nadzieję, że wszystko pójdzie jeszcze lepiej.
„Ostatnim razem, przy okazji ostatniej walki, to były dla mnie dwie walki. Między Mishą Cirkunovem a moim ciałem, ponieważ byłem wtedy w bardzo, bardzo złym stanie. Byłem chory, wymiotowałem na obozie, złamałem żebra na cztery tygodnie przed walką. A mimo to pojawiłem się i wygrałem walkę. Tym razem jestem bardzo pewny siebie, bo jestem zdrowy, gotowy, chcę tu być i wygrać tę walkę” – powiedział Jotko.
Drużyna Jotko prosiła go o przełożenie walki ze względu na wszystkie problemy, z jakimi się borykał, ale żadna z osób nie była głośniejsza niż jego żona.
„Moja żona była pierwszą osobą, która powiedziała: „Nie, nie jedź! Nie możesz walczyć! Nie możesz nawet iść na dobry trening”. Ale ja się nie zgodziłem. Wiem, kim jestem, wiem, że mogę walczyć, mogę wygrać z Mishą i to właśnie zrobię”.
Po sześciu miesiącach przerwy między walkami można by pomyśleć, że Jotko wziął wolne, aby się wyleczyć, ale to niekoniecznie była prawda.
„Nie, byłem gotowy do walki. Zacząłem trenować w styczniu, by walczyć w lutym. Miałem nawet propozycję walki z Alexem Pereirą, ale on wycofał się z pojedynku ze mną. Wybrał innego przeciwnika, więc czekałem na kolejną propozycję walki. I tak się stało.”
W sobotnim pojedynku zmierzy się z Meerschaertem, który ma za sobą trzy wygrane walki.
„Myślę, że to bardzo twardy zawodnik. Jest bardziej gościem od jiu jitsu, ludzkim kocem. Wiem, że to będzie ciężka walka. Walczył wcześniej z Polakami (Oskar Piechota i Bartosz Fabiński), udusił ich obu, udusił też Makhmuda Muradova. Dwa lub trzy razy próbowali zestawić ze mną walkę. On był kontuzjowany albo ja byłem kontuzjowany i nigdy nie udało nam się zawalczyć. Wiem, że to twardy facet, ale trenowałem z najtwardszymi jak on, takimi jak Marcus Buchecha, Antonio Carlos Junior czy Jonny Eblen, z super potworami. Więc nie obchodzi mnie, co on wniesie do oktagonu.
Ja tam będę. W ten weekend będzie wielka eksplozja”.
Dzięki wygranej w ten weekend Jotko przedłuży swoją passę zwycięstw do dwóch, ale w dywizji średniej, w której szuka się pretendentów dla mistrza Israela Adesanyi, może być o kilka walk od walki o tytuł.
„Skupiam się na tej walce, ale w przyszłości chcę zawalczyć z kimś z mojego rankingu, albo może powtórzyć walkę z Uriah Hallem. Walczyłem z nim, obijałem mu tyłek przez pięć rund, a on zadał jeden cios i mnie znokautował. Dobrze byłoby się zrewanżować” – powiedział Jotko.
Walka Jotko z Meerschaertem otworzy kartę główną gali UFC on ESPN 35, która odbędzie się w sobotę w UFC Apex w Las Vegas.