Krew, pot i miska acai, czyli 13 Mistrzostwa Polski BJJ

Konrad Polvo Facebook

Przedstawiamy relację z XIII Mistrzostw Polski Brazylijskiego Jiu Jitsu w Poznaniu autorstwa naszego kolegi Konrada Polvo, bohatera bloga POLVO WŚRÓD SMOKÓW.

Mistrzostwa Polski za nami już po raz trzynasty, emocje lekko opadły, a ja, będąc na przymusowym wypoczynku od chińskiego trybu życia, postanowiłem spojrzeć na to wszystko mało obiektywnym okiem uczestnika. W końcu taka impreza raz na rok… ale po kolei…

Zacznijmy od tego, że znalazłem się tam przypadkiem. Znaczy nie do końca, ale sporo rzeczy się wydarzyło przez które mogłem tam pojechać – rewolucja wizowa przez którą zmuszony byłem wrócić do Polski, znalezienie papierów lekarskich (dałbym sobie uciąć kilka palców że je wyrzuciłem…), zamawianie biletów z przygodami… sporo tego jednym słowem. Ale udał o się dotrzeć na miejsce, znalazłem hostel i poszedłem spać, a po drodze miałem koszmary, że nie zrobiłem wagi.

Rano wstałem wcześnie, znaczy wcześnie jak na urlop, a według mojej kochanej mamy jak śmierdzący leń, bo o 10.30. W sumie jeszcze bym spał ale kumpel dopominał się o obiecaną jajecznicę więc… Droga na zawody była szybka, pomimo faktu noclegu zlokalizowanego gdzieś na skraju lasu, z dala od większych aglomeracji, ogarnęliśmy trasę w circa 60 minut. Dotarliśmy na miejsce wskazane przez Google maps, i naszym oczom ukazał się kolejny las… Normalnie jakby cały Poznań był w lesie, z wyjątkiem dworca PKP… Na szczęście za lasem był ośrodek sportowy, więc zapakowałem się do środka z szybkością pocisku (rzuconego ręką) i zacząłem zwiedzanie Mekki wszystkich polskich jiujiteiro.

Jak to mają w zwyczaju sale sportowe, sala była duża. Trybuny z dwóch stron mat, tychże mat osiem, plus miejsce na rozgrzewkę też spore, no i oczywiście podium dla zwycięzców. Poza głównym miejscem rozgrywek do dyspozycji zawodników oddano kilka szatni z prysznicami, natomiast na korytarzach ustawione zostały stoiska z żarciem, kawą, herbatą i acai, czyli świętym deserem fanatyków BJJ. Na korytarzu były też oczywiście stoiska głównych sponsorów turnieju czyli Ground Game i Extreme Hobby, gdzie niejeden wojownik zaopatrzył się w lepszą zbroję na trening.

Skoro mamy już obraz pola bitwy, czas na plusiki i mniejsze plusiki z paroma minusami. Tak żeby nie było za słodko. Rewelacyjna organizacja! Naprawdę, jeśli chodzi o organizację to ciężko się przyczepić – 2 stoliki weryfikacyjne, 2 ekrany na których na bieżąco podawany był czas naszych walk i numer naszej maty, bardzo miłe Panie które dbały o to aby każdy dotarł na pole walki na czas, przy każdej macie spory ekran z wynikami… Jednym słowem można się było poczuć jak na wielkich zawodach. Jeśli do tego doliczyć stoisko z darmowymi (sic!) napojami energonośnymi, to mamy pełen obraz tego w jakich komfortowych warunkach czekaliśmy na walki. Dekoracje zwycięzców poszczególnych kategorii były przeprowadzane na bieżąco i to też było fajne, nie trzeba było czekać na upragnioną blachę jak na zbawienie, tylko był czas na odświeżenie się, szybkie uzupełnienie stanu żołądka i siup po medal. Rewelacja. Mniejsze plusy za: sędziowanie przede wszystkim. U mnie osobiście były walki gdzie sędzia rzucał karami i przewagami według reguł podwórkowych, za to chyba że coś mu się wydawało a nie za faktyczny stan rzeczy. Gdybym to zauważył tylko w jednej walce to luzik, ale były minimum dwie takie sytuacje, a od ludzi słyszałem o kolejnych. Ponownie wychodzi na to, że Mistrzostwa Polski to nie jest miejsce na docieranie się dla sędziów i przydałoby się wprowadzenie wymogu uprawnień sędziowskich IBJJF, czyli federacji na zasadach której rozgrywane są te zawody. Ale jest to moje subiektywne zdanie… No i ogólnie większość ludzi nie narzekała, więc nie ma co płakać – pewnie jeszcze będzie poprawa. Z minusów już naprawdę ciężko coś wyskrobać, ale… panowie organizatorowie, dlaczego kategoria Masters, czyli emerytów, jest traktowana po macoszemu? Ja naprawdę rozumiem, że adult jest bardziej prestiżowe, ale fakt że dziadki za 1 miejsce dostali po koszulce to już jest żart. Szczególnie że koszulkę dostawał każdy medalista. Myślicie że my wkładamy w walki mniej serca czy jak…? No nieładnie…

Podsumowując całość – rakieta, torpeda i parę katiuszy wraz z pozdrowieniami od Putina. Najlepsze zawody w Polsce na które stawiło się ponad 1500 walczących. Niesamowita atmosfera. Super oprawa, pomimo braku cheerleaderek. Jednym słowem – kto nie był niech żałuje. I ja tam byłem, i po wygranym finale miskę acai owaliłem, i za rok też na pewno się wybiorę! Oss!

POPRZEDNIE ODCINKI

POLVO WŚRÓD SMOKÓW: Ja, „Polvo” #1

POLVO WŚRÓD SMOKÓW: Pewnego razu w Szanghaju… #2

POLVO WŚRÓD SMOKÓW #3: Denilson Bischiliari – kowboj w Chinach

POLVO WŚRÓD SMOKÓW #4: Wizyta w klubie Fight Brothers

POLVO WŚRÓD SMOKÓW #5: CKF Submission Only – wielka zadyma na zadupiu Pekinu

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *