Kto tak naprawdę odniósł zwycięstwo a kto powinien wstydzić się swojego występu?
T.J. Dillashaw zachował mistrzostwo wagi koguciej pokonując Renana Barao po raz drugi. Walka była bardzo podobna do starcia z UFC 173, szybszy Amerykanin ładnie punktował rywala podczas gdy pretendent rzucał obszernymi ciosami – w większości prującymi powietrze, walka zakończyła się na początku IV rundy po ostrej szarży Dillashawa. Zawodnik Alpha Male po raz kolejny pokazał niesamowitą stójkę opartą na niebagatelnej szybkości, pracy nóg i unikach. Za swój występ otrzymał 50 000 dolarów bonusu. W kolejnej walce T.J. powinien zawalczyć z Dominickiem Cruzem lub Raphaelem Assuncao, tylko czy któryś z nich będzie zdrowy? Jeśli nie to szansę walki o pas otrzyma Aljamain Sterling lub Bryan Caraway.
Miesha Tate po raz kolejny udowodniła, że jest twardą zawodniczką … z kiepskimi początkami walk. Pierwsze minuty należały do lepiej uderzającej Jessici ale obraz walki diametralnie zmienił się po knockdownie jaki rywalce zafundowała Cupcake. W parterze pojedynek wyglądał jak gra do jednej bramki, Tate bez problemów lokowała kolejne ciosy na ciele Eye a także próbowała zakończyć walkę przez poddanie. W kolejnej walce Tate powinna zmierzyć się z Rondą Rousey, przepraszam – z wygraną walki Ronda Rousey vs. Bethe Correia.
Oglądającym galę na pewno podobała się walka Edsona Barbozy z Paulem Felderem. Lekcy przez 15 minut wymieniali mocne uderzenia nie stroniąc od efektownych stójkowych technik, kopnięć obrotowych, bakcfistów i kolan było mnóstwo – to musiało zaowocować bonusem za najlepszy pojedynek gali. Tą wygraną Brazylijczyk cementuje swoje miejsce w topowej dziesiątce dywizji lekkiej UFC, w kolejnej walce mógłby zawalczyć z Tonym Fergusonem lub Eddiem Alvarezem. W walce z Edsonem Paul nie zaprezentował się słabo ale zwyczajnie zabrakło mu umiejętności do pokonania Brazylijczyka, w kolejnym boju mógłby zmierzyć się z Alem Iaquintą lub Dustinem Poirierem.
W imponującym stylu Joe Lauzon powrócił do wygranych pokonując Takanoriego Gomiego. Gdy tylko walka trafiła do parteru rozpoczął się teatr jednego aktora, w którym główną rolę odegrał J-Lau, Amerykanin bez problemu zajął plecy rywala i kilkoma potężnymi ciosami kompletnie odebrał mu ochotę do dalszej walki. Była to jedenasta wygrana Lauzona przed czasem w UFC. Joe byłby ciekawym zestawieniem dla europejskich talentów w osobie Josepha Duffy’ego lub Stevena Raya.
Po ponad 2 latach przerwy do oktagonu powrócił Tom Lawlor, i zrobił to w wielkim stylu. Amerykanin nieznacznie przegrywał stójkowe wymiany z Gianem Villante ale na początku II rundy zaskoczył rywala mocnym prawym, który zakończył pojedynek półciężkich.
W górę drabinki wagi koguciej pnie się Bryan Caraway, partner Mieshy Tate udanie podniósł się po porażce z rąk Raphaela Assuncao pokonując jednogłośną decyzją Eddiego Winelanda powracającego po rocznej przerwie i ciężkiej kontuzji. Caraway był zawodnikiem znacznie aktywniejszym i chociaż często powielał jeden schemat punktował rywala w stójce i straszył go próbami obaleń. To zwycięstwo znaczy bardzo wiele w kontekście obecnej sytuacji w topie dywizji, ponieważ jeśli Dominick Cruz i Raphael Assuncao z powodu kontuzji nie będą mogli walczyć o pas to właśnie Caraway lub Aljamain Sterling powinni dostać szansę walki z mistrzem.
W drugiej walce z Dillashawem Renan Barao nie wyglądał lepiej niż w pierwszym starciu, zaprezentował się tak samo lub gorzej. Brazylijczyk nie potrafił poradzić sobie z niesamowitą mobilnością zawodnika Alpha Male i poległ na początku IV rundy po zdecydowanej szarży mistrza. Chyba pora na próbę sił w kategorii piórkowej, Barao mógłby zawalczyć z Nikiem Lentzem lub Dennisem Bermudezem.
Takanori Gomi dobrze rozpoczął walkę z Joe Lauzonem ale szybko został sprowadzony do parteru gdzie dominacja Amerykanina była więcej niż znacząca. Dla Japończyka to trzecia przegrana w czterech ostatnich walkach, to sprawia, że Gomi nie jest pewny swojego miejsca w szeregach zawodników największej organizacji MMA na świecie.
Wczorajszej walki na pewno nie będzie miło wspominał Daron Cruickshank, Amerykanin będąc obalonym przez Jamesa Krause od razu oddał plecy, pozwolił się wpiąć i poddać duszeniem. Rzadko widzi się by na tym poziomie zawodnicy popełniali tak znaczące błędy.
Za swoje wczorajsze występy na pewno powinni się wstydzić Ramsey Nijem i Jessamyn Duke. Pochodzący z Palestyny zawodnik zawalczył kompletnie bezmyślnie, zamiast utrzymywać walkę w stójce gdzie dysponował sporą przewagę pchał się w klincz i próbował obalać a w parterze musiał mocować się z próbami poddań w wykonaniu Andrew Holbrooka. Ostatecznie sędziowie wyżej ocenili występ debiutanta a Nijem śmiało może powiedzieć, że przegrał na własne życzenie. Słaby występ zaliczyła wczoraj także 29-letnia Duke, Jessamyn nie była w stanie w jakikolwiek sposób zagrozić Philips, nawet tej niezwykle wymęczonej w III rundzie boju. Trzecia przegrana z rzędu w bardzo słabym stylu musi poskutkować zwolnieniem z organizacji.
A co Wam najbardziej zapadło w pamięć? Kto zasługuje na wyróżnienie?
Dla mnie walka Barbozy z Felderem byla swietna. Na prawde bylo na co popatrzec, bo obaj zawodnicy maja nietuzinkowa stojke 🙂 Oczywiscie praca na nogach TJa rowniez byla warta uwagi. Az milo sie goscia oglada, wiec mam nadzieje, ze zobaczymy jego walke z Cruzem.