Kto tak naprawdę odniósł zwycięstwo a kto powinien wstydzić się swojego występu?
Od kogo tu zacząć jak nie od bohatera walki wieczoru, Bensona Hendersona. Amerykanin zaliczył pierwszą wygraną przed czasem od kwietnia 2010r. Walka miała dość dramatyczny przebieg, ponieważ do czasu poddania Rustam obalał Bensona i wygrał 2 z 3 rund na kartach sędziów. Początek IV odsłony należał do Hendersona który nie zmarnował szansy i zmusił Rosjanina do odklepania. Tym samym Ben potwierdził aspiracje na mistrzowski pas. Problem w tym, że Gilberta Melendeza i Khabiba Nurmagomedova w kolejce do walki o pas nie przeskoczy. No chyba, że przez jakąś kontuzję…
Kolejne wyróżnienie wędruje do Rossa Pearsona. Anglik walcząc po 8-miesięcznej przerwie dobrze się zaprezentował i dzięki mocnej stójce wypunktował słynącego z chaosu, Diego Sancheza. Pytanie tylko jaką walkę oglądali 2 sędziowie którzy punktowali walkę dla Amerykanina. Komentarz musi być krótki: kradzież.
John Dodson pewnie kroczy po rewanż z mistrzem wagi muszej, Demetriusem Johnsonem. Decydującym momentem walki był cios kolanem w nos Johna Moragi po którym ledwo co udało mu się dotrwać do końca rundy. Lekarz nie miał jednak wątpliwości i nakazał przerwanie pojedynku.
Rafael dos Anjos potwierdził swoją wartość w walce z schodzącym z wagi półśredniej, Jasonem Highem. Brazylijczyk ani przez chwilę nie był mocno zagrożony. Pomimo kontrowersji w związku z przerwaniem walki jest to cenna wygrana dla dos Anjosa.
Mówiąc o wygranych tej gali nie da się pominąć naszego rodaka, Piotra Hallmana. Pochodzący z Gdyni zawodnik pokazał, że nie próżnował przez miesiące od walki z Alem Iaquintą. Mi szczególnie podobało się znaczne poprawienie sposobu używania łokci przez Piotra. Media za oceanem doceniają Hallmana pisząc, że może on być zawodnikiem który dojdzie do TOP10 dywizji lekkiej, widzą w nim taką lepszą wersję Gleisona Tibau.
Do grona zwycięzców należy też Bryan Caraway. Po ponad rocznej przerwie od startów Amerykanin pokazał kawał dobrego grapplingu i w swojej grze nie dał szans faworyzowanemu Erikowi Perezowi. Tym samym Bryan pnie się w górę w rankingu i kolejny jego rywal może być z TOP10 dywizji.
Teraz czas na trochę mniej przyjemną część czyli na ludzi którzy wczoraj zawiedli.
Duży minus należy się sędziom punktowym Jeffowi Collinsowi oraz Chrisowi Tellezewi. Walkę Sanchez vs. Pearson punktowali oni odpowiednio 30-27 i 29-28. Są to całkowicie niezrozumiałe werdykty krzywdzące Anglika i wiele osób (w tym niestety też i mnie) które postawiły swoje pieniądze na wygraną Pearsona.
Idąc tym tropem przegranym gali jest też Diego Sanchez właśnie. Wygrał walkę tylko dzięki dwóm ww. sędziom. W klatce poległ nie pokazując kompletnie nic wartego odnotowania.
Walka z Dodsonem pokazała jak wiele do czołówki dywizji muszej brakuje Johnowi Moradze. Nie miał on absolutnie żadnego argumentu który mógłby pomóc mu wygrać tę walkę. Sięgając po statystyki, Moraga przez 10 minut walki zadał aż 8 celnych ciosów.
Przegranymi są też, ale można powiedzieć, że mniejszymi niż wyżej wymienieni, Jason High, Yves Edwards i Erik Perez. Pierwszy z nich dobrze rozpoczął pojedynek ale i tak skończył na deskach. Do tego dochodzi jeszcze dość nie eleganckie zachowanie wobec sędziego po przerwaniu walki. Wiadomo, emocje są duże, ale nad sobą trzeba panować.
Podobny wieczór zaliczył wczoraj Yves. Początek dobry ale później było już tylko gorzej, ale też nie ma się czemu dziwić, bo Hallman tego wieczoru był w znakomitej dyspozycji.
Na koniec Erik Perez. Meksykanin doskonale wiedział jak walki lubi rozstrzygać Caraway a mimo to bez mrugnięcia okiem dał się wciągnąć w jego grę i w II rundzie musiał odklepać duszenie zza pleców.
No i kończąc mój wywód pytanie które dzisiaj paść musi – kto następny dla Płetwala?