Roy Nelson musi mieć strasznego „moralniaka” po przegranej ze Stipe Miocicem na UFC 161, w swojej ostatniej kontraktowej walce w UFC.
Nelson nie tylko chciał utrzymać passę samych zwycięstw (do walki wychodził po trzech wygranych z rzędu), ale też chciał mieć kartę przetargową w negocjacjach kolejnego kontraktu z UFC. Stipe Miocic z kolei chciał zmazać gorycz porażki z rąk Stefan Struve sprzed 9 miesięcy (pierwsza i jedyna porażka w jego zawodowej karierze). No i udało mu się – przez bite 15 minut używał Nelsona jako worka treningowego, zwyciężając jednogłośną decyzją.
Co szwankowało u Nelsona? Kondycja, jak zawsze. Podczas rund sapał i dyszał, a w przerwał siedział z wyczerpania. Mimo że sam twierdził, że do walki był dobrze przygotowany – z zewnątrz ciężko było się z tym zgodzić. Na swoją obronę ma tylko to, że walkę przyjął z dwutygodniowym wyprzedzeniem, a ciężko w tak krótkim czasie zrobić kondycję.
Co teraz z Nelsonem? Zakładając, że Zuffa przedłuży z nim kontrakt, z kim powinien walczyć? Nasuwa się Antonio Rodrigo Nogueira, który przeszedł właśnie operację po tym jak Werdum prawie złamał mu rękę na UFC on FUEL TV 10. Dłuższa nieobecność Big Noga może dać Nelsonowi i Zuffa czas na dojście do porozumienia w sprawie kontraktu. A znając stosunki Nelsona z White, może być potrzebna naprawdę dłuższa „chwila”.
Redakcjo,
czy Big Nog zyskał już oficjalnie miano Big Boga ;)?
Yancza
Do czego pijesz?
Bo nie kumam tego big boga.?
Nic wielkiego. W tekście była literówka (przynajmniej mam nadzieję, że to była literówka) i zamiast „…Big Noga…” autor tekstu napisał „…Big Boga…” 🙂
ciekawy byłby jego pojedynek z Markiem Huntem może nawet lepszy niż Silva vs Stann
nie przesadzajmy, ze koniec kariery… Miocic unikal walki jak tylko mogl, masakra.
Hunt raczej odpada na dlugo po infekcji gronkowcem ktory wyzarl mu dziure w lydce