Tytuł jak zawsze krzykliwy, a widzę, że redakcja o2 coraz częściej pisze o pierdołach.
Dziś przeglądając neta zauważyłem ten artykuł.
„Seksowne i agresywne… To MMA kobiet – jest Polka!”
Młoda, ładna, inteligentna… Aż trudno uwierzyć, że bierze udział w brutalnych walkach MMA. Przecież na co dzień uczy WF w gimnazjum. *(oczywiście boks pomimo, że bardziej kontuzyjny, bardziej krwawy nie jest nazywany brutalnym sportem. Spójrzcie na Alliego, na innych zawodników co z nimi zrobił boks.) reszta w środku:
Magdalena Jarecka sportami walki interesowała się od najmłodszych lat. Wreszcie postanowiła spróbować swoich sił w MMA. Jak na razie ma na koncie dwie wygrane, ale też i dwie przegrane walki. Fachowcy przewidują jej ciekawą przyszłość. O swojej pasji postanowiła opowiedzieć Sportfanowi.
Na początek Magdalena Jarecka w pełnej krasie. Taka kobieta i MMA? To nie żart.
Karate jest… nudne. MMA? To jest prawdziwa walka!
Skąd w ogóle pomysł na uprawianie takiego sportu? To na pewno nie jest dyscyplina dla pięknych kobiet.
Gdybym 13 lat temu pomyślała, że będę trenować taki sport, na pewno nie uwierzyłabym. Zaczynałam jako mała dziewczynka od karate w podstawówce, z tym samym trenerem pracuję zresztą do dzisiaj. Z czasem przestało mi to wystarczać, bo karate to tylko takie zwykłe uderzanie – mało ciekawe. Lubię jak dzieje się więcej. Kiedy mój manager, a jednocześnie szef organizacji karate Shidokan – Mariusz Radliński – wprowadził ten styl do Polski, od razu wiedziałam, że to jest dla mnie.
Dlaczego? Czym się różni od… „nudnego” karate?
To nie tylko czyste karate, tu walczymy też w parterze, w formule thai-boxingu, no i oczywiście w MMA. Następstwem tego były moje starty w tej formule. A z tym było dużo przypadku. Któregoś dnia mój menedżer tak po prostu mnie zapytał, czy nie chciałabym spróbować, bo jest okazja żebym wystartowała na gali na Łotwie. Zgodziłam się i od początku mi się spodobało. Później był wyjazd na zawodowy turniej MMA do Japonii, a ostatnio w Sopocie odbyła się pierwsza walka kobiet w tej formule w Polsce . W tych walkach można się wykazać z każdej strony. Walki w MMA są nieprzewidywalne, można w każdej chwili zakończyć walkę, albo czasami wygrywa się przez całą walkę, a w końcówce przegrywa przez duszenie czy dźwignie.
Nie boi się pani o swoje zdrowie? To bardzo brutalny sport.
Każdy sport kontaktowy jest brutalny. Chociażby koszykówka jest bardziej niebezpieczna, bo zawodnicy nie są przygotowani, że np. mogą dostać łokciem w twarz. Pamiętam, że jak startowałam w karate to miałam więcej siniaków i kontuzji niż teraz w MMA. U dziewczyn zresztą nie ma aż tak mocnych uderzeń co u mężczyzn, trudniej jest zrobić krzywdę.
Jak reagują na pani pasję rodzice?
Mama bardzo się o mnie boi. Zawsze kiedy dzwonię do niej po zawodach i mówię, że wygrałam, ona się pyta czy mnie nie pobili za mocno, czy nie mam siniaków (śmiech). Razem z babcią odkąd tylko pamiętam prosiła mnie, bym może zajęła się innym sportem, nie akceptowała tego za bardzo. Ale już się do tego przyzwyczaiła i po mojej ostatniej walce tym razem zapytała, czy nie zrobiłam rywalce krzywdy.
Nie mam nosa zrównanego z policzkiem!
Paweł Nastula w rozmowie ze Sportfanem przyznał, że on nie popiera walk płci pięknej. Po jednym takim pojedynku kobieta może już nie wyglądać jak kobieta.
Po meczu koszykówki jak się ma złamany nos czy podbite oko też można nie przypominać kobiety. Ja nigdy poważniejszych obrażeń nie miałam, tylko siniaki i odrapania. Zresztą czy Iwona Guzowska i Agnieszka Rylik, które uprawiały boks zawody, nie wyglądają jak kobiety? Nie mają nosów zrównanych z policzkiem, a uważam, że boks jest dużo bardziej niebezpieczny. Tam praktycznie uderza się tylko w głowę, więc obrażenia są większe.
Mocne ma pani uderzenie?
Trener mówi, że mocne. Ja go bardzo często okładam, więc on najlepiej wie. Ale wiadomo, że już w walce nigdy się tego w stu procentach nie wykorzystuje, trening to co innego. Jednak siła to moja dominująca zdolność motoryczna.
Koleżanki chodząc z panią na imprezy czują się pewnie bezpieczniej.
Śmieją się, że jak idą z Jarecką to na pewno wszystko będzie w porządku. Ale nigdy nie było, i mam nadzieję, że nigdy nie będzie sytuacji, że będę musiała swoje umiejętności zaprezentować na dyskotece czy ulicy. A jak już się zdarzy, będę chciała porozmawiać, a jak to nie pomoże… zdecyduję się na szybką ucieczkę (śmiech). Choć to jak zachowam się w wielkim stresie, tego nie wiem. Ja mam po prostu większe predyspozycje psychiczne, wiem, że mogłabym się obronić, a zwykła kobieta, która nigdy nikogo nie uderzyła, pewnie by spanikowała.
MMA to zawód? Czemu nie?
A jakim była pani dzieckiem? Kolerzy w szkole obrywali?
Raczej nie (śmiech). Od zawsze miałam naturalną potrzebę ruchu. WF w podstawówce mi nie wystarczał. Gdyby w szkole była siatkówka, to pewnie ją bym wybrała. Nie miałam wewnętrznej potrzeby trenowania karate, aby komuś sprawić lanie. Nigdy tak o tym zresztą nie myślałam. To recepta na zwykłe wyładowanie emocji i podnoszenie sprawności fizycznej.
W Polsce kobiece MMA nie jest popularne, co innego chociażby w USA.
Kobiet trenujących tak same dla siebie MMA jest u nas dużo, a ja po prostu jako pierwsza spróbowałam sił w walce. A taka Gina Carano, moim zdaniem najlepsza na świecie kobieta w MMA, jest mega popularna w Stanach. Nawet powstała gra komputerowa z jej udziałem. Nie ukrywam, że ja też chciałabym wreszcie zacząć na tym zarabiać. Chcę to traktować jak zawód – jeść, spać i trenować. Niestety w Polsce są inne realia. Sponsorów brak. Jedyny to mój trener Grzegorz Chałubiński, który tak we mnie wierzy i tak mnie promuje, że wykłada całą swoją kasę. Czasami aż jest mi głupio.
Czyli obecnie nie żyje pani z MMA?
Na razie nie. Skończyłam rok temu studia, pracuję w gimnazjum jako nauczycielka WF. Sama trenuję, mam dużą wiedzę na ten temat, więc dzieciaki na nudę nie narzekają.
Ugryzłam faceta w nogę, nie miałam wyjścia
Co pani myśli patrząc rywalce w oczy tuż przed walką?
Że wygram tę walkę.
Podobno ugryzła pani kiedyś rywala w udo, a nawet ze złości zdemolowała szatnię…
Trzy lata temu pojechałam na turniej brazylijskiego ju jitsu i wystąpiłam w kategorii z chłopakami, ponieważ nie startowała żadna dziewczyna.
Z chłopakiem?
Tak, a czemu nie (śmiech)? Chłopak z którym walczyłam tak bardzo chciał wygrać, że dał z siebie wszystko i „związał” mnie w parterze, że nie miałam wolnej ręki żeby klepać, kiedy on zakładał mi dźwignię. No więc musiałam się jakoś ratować i dać mu sygnał, że odklepuję, więc jedyne co mi pozostało to… Dla ludzi, którzy nigdy nie walczyli w parterze jest to niezrozumiałe. I pewnie będą odbierać właśnie w ten sposób, że podbiegłam do niego i ugryzłam go w udo (śmiech).
A demolka szatni?
Kiedy startowałam w Budapeszcie miałam wtedy 16 lat i dopiero uczyłam się panować nad swoimi emocjami. Ze złości po niesłusznie przegranej walce wpadłam w szał i płacz, ale w szatni raczej nie było co demolować. Do tej pory nie mogę poradzić sobie z porażką, płaczę i dostaję histerii. Zamykam się wtedy w szatni i czekam jak mi przejdzie. Potem wyciągam wnioski i idę na trening. Już taka jestem.
No wiadomo w koncu moja siostra 😉 najlepsza z najlepszych 😀
No no, to gratulacje takiej siostry 😉
Materiał jest niezły, wywiad Madzia też udzieliła bardzo sensownie, ale jak zaczęliśmy czytać komentarze, niestety odkryliśmy, że ten sportfan.pl to taki sportowy Kozaczek/Pudelek. Żałujemy, że daliśmy się namówić, ale podobno ktoś powiedział: Nieważne jak o Tobie mówią, ważne, że mówią. Pozdrawiam, Grzegorz Chałubiński.