Kamil Gniadek to jedyny reprezentant w turniejowej ‚czwórce’ wagi lekkiej Berserkers Team. Utalentowany „Taker” w wywiadzie opowiedział o kilku interusujących kwestiach m.in zmianie klubu i treningów w BT.
Witaj Kamilu, jak samopoczucie przed walką, nie dokuczają żadne urazy?
Witam! Czuję się bardzo dobrze. Na nic nie narzekam. Nie mogę się już doczekać walk. Chcę z jak najlepszej strony zaprezentować się przed publicznością Areny Berserkerów. Wiem, że na gali będzie moja rodzina oraz wielu przyjaciół. To z pewnością spory zastrzyk motywacji.
Na jakim stadium przygotowań właśnie jesteś i jak przebiegają?
Przygotowania powoli dobiegają końca. Za mną przebiegnięte juz dziesiątki kilometrów. Jestem już na ostatniej prostej. W zeszłym tygodniu zakończyły się sparingi. Obecnie skupiam się na robieniu szybkości i łapię świeżość.
Z kim najwięcej sparujesz? Sparujesz głównie z zawodnikami wagi lekkiej czy również cięższymi?
Praktycznie zawsze jest to ktoś z mojej wagi, ale czasem zdarza się sparingpartner z cięższych kategorii. Sparingi ustala trener Piotr Bagiński. Na treningach jest naprawdę mocna ekipa i tych zestawień jest sporo. Dzięki temu jestem przygotowany na różne rozwiązania. Każdy ma przecież inne mocne i słabe strony.
Jesteś młodym zawodnikiem, stoczyłeś już 8 walk zawodowych, ostatnie dwie walki przegrałeś z bardzo doświadczonymi zawodnikami, czego zabrakło, jakie wnioski wyciągnąłeś?
Jeśli chodzi o starcie z Artem Lobovem, to przygotowania rozpoczęły się już tydzień po walce z Arbim Shamaevem, którą poprzedził naprawdę ciężki pięciotygodniowy okres przygotowawczy. Myślę, że było to zbyt duże obciążenie dla organizmu. Po prostu czułem się przetrenowany. Pojawiały urazy i choroby. Niestety, nie obyło się bez kuracji antybiotykowej. To na pewno zaważyło na wyniku. Z kolei do walki o pas z Łukaszem Sajewskim czułem się przygotowany na 100%. Tamtego wieczora mój przeciwnik okazał się lepszy i bardziej doświadczony. Z perspektywy czasu nie żałuje tego pojedynku. Każda porażka boli, ale też wiele potrafi nauczyć.
Jeszcze nie wszyscy zdają sobie sprawe, razem z kilkoma kolegami postanowiliście zmienić klub na Bersekers Team, który jest bezpośrednią konkurencją Twojego byłego klubu Linke Gold Team. Co bezpośrednio skłoniło Was do takiej decyzji?
Tak, to prawda, ale nie mogę wypowiadać za kolegów, którzy postąpili podobnie do mnie. Najważniejszym powodem zmiany klubu jest pragnienie podnoszenia swoich umiejętności i bycia lepszym zawodnikiem MMA każdego dnia. Treningi w Berserkers Team to gwarantują.
Jak odnajdujesz się w nowym klubie, czy coś specjalnie przykuło Twoją uwagę podczas treningów?
To dobry moment, żeby podziękować chłopakom za przyjęcie. Nie czuję się jakbym był nowy, bo z niektórymi chłopakami znałem się już wcześniej. Duże wrażenie robi na mnie dyscyplina i maksymalne zaangażowanie trenerów i zawodników.
Wracając do turnieju wagi lekkiej, analizowałeś walki swoich potencjalnych rywali? Przygotowujesz na każdego z osobna coś specjalnego?
Tak, oglądałem ich walki. Każdy z przeciwników prezentuje inny styl, ale to nie czas, żeby rozmawiać. Jestem przygotowany na wszystko po sparingach z doświadczonymi i utytułowanymi zawodnikami. Trenuję z mistrzami brazylijskiego jiu-jitsu i Muay Thai, no i przede wszystkim aktualnymi mistrzami KSW, czyli z Maciejem Jewtuszką i Michałem Materlą.
Kto jest Twoim ulubionym zawodnikiem w MMA, masz jakiś wzór, który starasz się naśladować w treningu i w walce? Jeśli tak to dlaczego.
Są tacy, których walki chętniej oglądam, ulubionego zawodnika jednak nie mam. Najwięcej staram się czerpać z umiejętności moich klubowych kolegów. Jest od kogo się uczyć. To absolutny TOP. Naprawdę warto słuchać uwag od tak doświadczonych zawodników.
Jak trafiłeś do sportów walki, czy było to za sprawą Twojego kuzyna Mariusza Abramiuka?
Trzeba zacząć od tego, że byłem „żywym dzieckiem”. Po przygodach z różnymi sportami szukałem czegoś dla siebie. Nasz wspólny kuzyn nie mający nic wspólnego ze sportami walki zabrał mnie na trening bjj. Pierwszego dnia się tylko przyglądałem, kolejnego byłem już na macie. Mario przygotowywał się wtedy do walki z Borysem Mańkowskim. Szybko zrozumiałem – to jest, co chcę robić w swoim życiu. A zwycięstwo Maria tylko mnie utwierdziło w przekonaniu, w którym trwam i trwać będę.
Jak wyglądały Twoje sparingi z Mariuszem, odpuszczaliście sobie ze względu na rodzinne koneksje czy zawsze była jazda na 100%?
Staraliśmy się, żeby było luźno, ale nigdy nam to nie wychodziło – trzeba było pokazać, kto rządzi w rodzinie (śmiech)
Jak oceniasz Arene Berserkerów przez pryzmat obserwatora oraz aktualnie zawodnika?
Ostatnią edycję widziałem w telewizji i oprawa zrobiła na mnie duże wrażenie. Tak samą opinie mają moi znajomi. Walki są na wysokim poziomie i dostarczają wiele emocji. Na mieście widać, że Arena Berserkerów zbliża się wielkim krokami. Organizatorzy zadbali o odpowiednią promocję wydarzenia. Należy spodziewać się spektakularnego widowiska.
Na koniec pozostaje nam życzyć dobrego show, jeżeli chciałbyś komuś podziękować i zaprosić na galę zostawiamy Ci na to miejsce.
Ogromne podziękowania dla Łukasza Turbaczewskiego i firmy Sanix Tur za wsparcie i wiarę w moje umiejętności. Firmie MANTO za dostarczanie odzieży i sprzętu najwyższej jakości. Marcinowi Kardasiowi i firmie Pro Choice za pomoc od pierwszych moich kroków w oktagonie. Dziękuję także chłopakom za wspólne przygotowania. Osobne podziękowania dla trenera Piotra Bagińskiego, Michała Fijałki i Macieja Jewtuszki. Serdecznie zapraszam wszystkich na Arenę Berserkerów. Emocje gwarantowane!
Informacja prasowa