Jorge Masvidal już wie, kiedy chce wrócić do Oktagonu, nie jest tylko pewien, kto będzie jego następnym przeciwnikiem.
Niespełna dwa miesiące po porażce z Kamaru Usmanem na UFC 261, Jorge Masvidal (35-15 MMA, 12-8 UFC) jest już gotowy do powrotu do rywalizacji. Spodziewa się walki jeszcze przed końcem roku, ale nie jest do końca pewien, kto stanie po drugiej stronie klatki.
Podczas spotkania z mediami przed pierwszą galą jego własnej organizacji Gamebred Fighting Championship z walkami MMA na gołe pięści, która odbędzie się w piątek w Biloxi, Masvidal został zapytany o Leona Edwardsa, Nate’a Diaza i Nicka Diaza jako potencjalnych przeciwników.
„Wszyscy z powyższych. Ktokolwiek będzie dostępny w październiku, listopadzie, kiedy wrócę. To będzie kwestia tego, czyja głowa spadnie”.
Masvidal zaznaczył, że chciałby mieć wysoko notowanego przeciwnika w dywizji 170 funtów, a wśród wymienionych nazwisk Leon Edwards (18-3 MMA, 10-2 UFC) jest jedynym zawodnikiem, który pasuje do tego zestawienia. „Rocky” w miniony weekend na UFC 263 wygrał jednogłośną decyzją z Nate’em Diazem, przedłużając tym samym swoją serię bez porażki do 10 walk.
Mimo, że Edwards domaga się walki o tytuł, prezydent UFC Dana White wielokrotnie powtarzał, że nie jest on następny w kolejce do walki z mistrzem Kamaru Usmanem, a o pas powalczy Colby Covington. Wywołało to dyskusję na temat tego, czy Edwards i Masvidal powinni w międzyczasie wyrównać swoje rachunki.
Edwards i Masvidal starli się za kulisami podczas gali UFC w Londynie w marcu 2019 roku. Po tym, jak obaj wygrali swoje walki, wdali się w bójkę, w której Masvidal wielokrotnie uderzył Edwardsa w dobrze udokumentowanym incydencie, gdzie wpłacił mu słynne „trzy razy i wodę gazowaną”.
Od tamtej pory walka między nimi wydaje się być nieunikniona, ale Masvidal nie wydaje się być tym zachwycony. Oddał Edwardsowi szacunek jako utalentowanemu zawodnikowi, ale uważa, że jego zwycięstwo nad Diazem pokazało brak instynktu zabójcy, a to nie jest typ zawodnika, który podoba się Masvidalowi. Mimo wszystko, pozostawił jednak otwartą furtkę, jeśli tylko czas będzie się zgadzał.
„To był dobry występ (Edwardsa i Diaza). Leon zrobił to co robi. Ciągle prosi o więcej pieniędzy i więcej rzeczy, ale on nie jest finisherem, nie jest wojownikiem. Wygrywał na fartach i nie chciał się narażać na ryzyko, aby wyjść tam i zdobyć te skończenia, dlatego nie sądzę, że jest w pozycji, w której chciałby być. Nie wychodzi do pojedynku i nie walczy w każdej sekundzie każdej minuty. Jest bardzo zdolnym facetem, ale nie ma w sobie tego zapału, tej podłości, żeby wyjść i pokonać czołowego pretendenta tak jak powinien.”