Jeremy Stephens zmierzy się w ten weekend w walce wieczoru z Koreańczykiem Doo Ho Choi’em na gali UFC Fight Night 124, ale on chce tylko zrobić swoje i wrócić do domu.
„Lil’ Heathen” nie szuka sławy, on po prostu chce złoić tyłek swojemu rywalowi, wziąć kasę za walkę i wrócić do domu, więc nie spodziewajmy się zbyt wielkiego szumu wokół tego pojedynku.
„Mam zamiar wziąć wszystkie jego nadzieje i marzenia i zmiażdżyć je. Największą słabością Doo Ho Choi’a jest jego doświadczenie. Wszystko, nad czym on pracuje, zamierzam mu odebrać. Nie jestem tutaj po to, żeby być sławnym. Jestem tutaj, aby zlać twój tyłek, zabrać czeki, wrócić do domu i zadbać o swoją rodzinę. Są też różne poziomy tego gówna. Zrobię co chcę, kiedy zechcę i jak zechcę to zrobić. To będzie moja noc.”
Jeremy Stephens (26-14) będzie chciał zgarnąć drugie zwycięstwo z rzędu po tym jak na UFC 215 we wrześniu pokonał przez decyzję byłego mistrza wagi lekkiej Strikeforce Gilberta Melendeza. Wcześniej przegrał dwa pojedynki przez decyzje z Frankie Edgarem i Renato Moicano i ogólnie jego bilans ostatnich walk nie jest imponujący.
Doo Ho Choi (14-2) jest w odwrotnej sytuacji, ponieważ po znakomitej serii 12 zwycięstw, w ostatniej walce przegrał przez decyzję z Cubem Swansonem po niesamowitej wojnie na gali UFC 206 za którą obaj otrzymali bonus za najlepszą walkę wieczoru oraz nagrodę za najlepszą walkę 2016 roku.