Amerykanin szczęśliwy po wygranej na UFC on ESPN 24.
W sobotę Gregor Gillespie (14-1, 7-1 w UFC, #13 w rankingu UFC) dopisał do swojego rekordu znaczące zwycięstwo pokonując przed czasem Carlosa Diego Ferreirę (17-4, 8-4 w UFC, #12 w rankingu UFC). Dla 34-latka pojedynek z Brazylijczykiem na pewno nie był łatwy, początkowo Gregor nie był w stanie utrzymać rywala w parterze a w stójce inkasował mocne uderzenia, które wyraźnie odczuwał.
Kilka osób mówiło mi, że wyglądałem na zmęczonego – bo taki byłem. Kiedy ludzie mówią, że jesteś bez formy to są dwie różne rzeczy. Bycie bez formy znaczy, że się nie przygotowałeś i w wyniku tego jesteś zmęczony. Ja byłem zmęczony ze względu na tempo, które narzuciliśmy.
Gillespie doszedł do głosu w drugiej rundzie gdy jego przeciwnik zaczął zwalniać, kilka sekund przed syreną zmusił sędziego do przerwania walki po ciosach z góry.
Biorę to do siebie gdy ktoś ucieka mi lub mnie odwraca. Nie podobał mi się w sposób w jaki zakończyła się pierwsza runda. Byłem w złym miejscu i obrywałem. Gdybym był w stanie utrzymać się z góry to wygrałbym tę rundę.
Finalnie Gregor jest zadowolony z tego, że przezwyciężył trudności i wygrał pojedynek.
To była walka, która zabrała najwięcej mojego charakteru i serca, z pewnością. Ta jedna była bardzo emocjonalna, nigdy wcześniej nie płakałem po walce. To było trudne, ale dobre z wielu powodów.
Walką z Ferreirą Gillespie powrócił do klatki po ponad rocznej przerwie i jedynek w karierze porażce – poniesionej w starciu z Kevinem Lee w listopadzie 2019r.