Francis Ngannou odniósł się do uwagi prezydenta UFC Dana White’a na temat jego „wybujałego ego”, które zdaniem szefa organizacji miało wpływ na bardzo słaby występ Ngannou na gali UFC 226.
Po tym, jak Francis Ngannou (11-3 MMA, 6-2 UFC) przegrał z Derrickiem Lewisem (20-5 MMA, 11-3 UFC) przez jednogłośną decyzję na gali UFC 226 po bardzo słabym występie, spadła na Kameruńczyka fala krytyki także ze strony szefa organizacji Dana White’a. White stwierdził, że za tak fatalny występ odpowiada „wybujałe ego” Francisa Ngannou.
Ngannou przyznał, że jego słaby występ w dużej mierze był spowodowany tym, że bał się zaatakować i odsłonić, po tym, jak doznał porażki przez decyzję w poprzedniej walce o pas ze Stipe Miocicem. Będąc gościem programu „Ariel Helwani’s MMA Show” Ngannou szerzej skomentował słowa Dana White’a, które go dotknęły i zaskoczyły.
„Jeśli ktoś ma z tobą problem i nie mówi ci o tym, to, jak byś zareagował – jeśli go nie widziałeś lub nie rozmawiałeś z nim? Jeśli masz problem, powiedz mi o tym.
Wszyscy jesteśmy ludźmi. Niekoniecznie zgadzam się z tym, że mam wielkie ego. Nigdy nie odpuszczam, kiedy upadam. Musisz mieć ego, gdy jesteś zawodnikiem. Musisz wierzyć, że jesteś numerem jeden. To jest ego, a nie to, które krzywdzi ludzi wokół mnie.”
Ngannou nie jest pierwszym zawodnikiem, który został skrytykowany przez prezydenta UFC Dana White’a. Kameruńczyk powiedział jednak, że nie miał bezpośredniego kontaktu z White’em od gali UFC 226.
„Nie rozmawialiśmy ze sobą. Nie wiem dlaczego. Gdyby miał coś do powiedzenia, powiedziałby mi.”
Jeśli chodzi o przyszłość, Ngannou wciąż jest jednym z najwyżej notowanych zawodników w dywizji ciężkiej i mając 31 lat wystarczą mu ze dwie dobre walki, aby zatrzeć w pamięciu ludzi ten słaby występ na UFC 226.
Ngannou powiedział, że jego najbliższym planem jest powrót do Kamerunu i otworzenie siłowni w jego wiosce w celu propagowania i szerzenia większej świadomości o MMA w Afryce. Potem chce stoczyć jeszcze jedną walkę w tym roku, a za przeciwnika obrał sobie byłego mistrza wagi ciężkiej Juniora dos Santosa (19-5 MMA, 13-4 UFC), który w miniony weekend na gali UFC Fight Night 133 pokonał Blagoya Ivanova.
„Nie doznałem kontuzji. Chcę walczyć jeszcze w tym roku. Z kim dokładnie chcę walczyć? Miałem walczyć z Juniorem prawie rok temu, 10 miesięcy temu. Właśnie wrócił z wielką wygraną, więc może to z nim się zmierzę.”
Ngannou i dos Santos byli zestawieni do pojedynku na gali UFC 215 we wrześniu ubiegłego roku, ale do walki nie doszło ze względu na oblane testy antydopingowe dos Santosa.
Biedny JDS żeby znowu nie walczył na autopilocie ,jemu wojen już starczy
Mustela mam podobne zdanie, moze byc ciezko dla JDS
JDS jak nie wyłapie w pierwszej, max drugiej rundzie to ogarnie temat.
Gdyby doszło do walki z JDS, a Ngannou zawalczyłby jak w poprzednich walkach nie licząc dwóch ostatnich, to RIP Cigano. Ngannou popełnił głupie błędy, ale jak walczy z głową, to jest maszyną doz zabijania, a JDS już chyba nie jest w stanie zbyt wiele zdziałać.
Yoshi pełna zgoda,ale….
No właśnie. Francis jechał jak walec, gasil światło jak chciał i komu chcial. Tylko 25 minut w klatce z Miocicem. To wyglądało jakby Stipe wyssał z niego dusze, zabił w nim wojownika. Musi się ogarnąć bo to taki powiew świeżości w tej kategorii. W ostatniej walce miał taki kabel, że i Bazelak by wyżebral z nim decyzje. W takiej formie JDS go zjada.