Pomimo kontrowersji związanych z negocjacjami kontraktowymi z prezydentem UFC Daną White’em, mistrz wagi ciężkiej Francis Ngannou jest zadowolony ze swojej przygody w MMA.
Mimo, że Ngannou pokonał tymczasowego mistrza Ciryla Gane na UFC 270, wciąż nie ma pewności co do jego kontraktu z UFC.
Z doniesieniami o groźbie pozwu sądowego ze strony UFC i konieczności operacji po odniesieniu kontuzji kolana, której nabawił się przed UFC 270, trudno jest określić następny ruch Francisa Ngannou. W niedawnym wywiadzie w The MMA Hour, Ngannou dał do zrozumienia, że jest gotowy na przyjęcie czegokolwiek, co nadejdzie po tym, gdzie już był i co przeszedł.
„Jeśli to jest koniec, jestem szczęśliwy. Z miejsca, z którego pochodzę, zrobiłem wiele. Niektórzy ludzie mogą tego nie widzieć. Ale ja to zrobiłem i jestem z tego powodu bardzo szczęśliwy. Jestem z siebie dumny,. To może być moje ego, ale jestem dumny z siebie i z tego, co osiągnąłem. Nie chcę, żeby to wszystko mi się podobało, żeby zabrało mi to, co mam, albo żeby zmieniło mnie i moje zasady. Moja zasada jest wciąż taka sama jak pierwszego dnia.”
Kameruńczyk ma z czego być dumny i za co dziękować. Jego podróż zaczęła się od bardzo skromnych początków. Przezwyciężenie biedy, pracy wykorzystującej dzieci, bezdomności i utrzymanie determinacji, aby przejść przez to wszystko, to historia, którą trzeba opowiedzieć.
Ngannou w wieku 9 lat pracował w kopalniach piasku razem ze swoim 11-letnim bratem. W wieku 25 lat, przybył do Paryża łodzią i udał się prosto na siłownię. Nie miał pieniędzy ani dobytku, tylko marzenie – zostać mistrzem świata.
Przez dwa miesiące jego domem była klatka schodowa na parkingu, dopóki trener Didier Carmont nie dał mu kluczy do mieszkania. Carmont okazał się wielkim przyjacielem i mentorem dla przyszłego mistrza.
Francis był zdeterminowany, tak jakby wiedział, że jego przeznaczeniem są wielkie rzeczy.
Jako dziecko nazywał siebie „American Boy” i miał aspiracje, aby zostać obywatelem Stanów Zjednoczonych. I osiągnął to marzenie dzięki mieszanym sztukom walki. To naprawdę inspirujące widzieć, jak ktoś z ubogą przeszłością tworzy dla siebie tak świetlaną przyszłość.
Francis Ngannou pokazał swoje liczne talenty w walce z „Bon Gamin” Cirylem Gane na UFC 270.
Kiedy myślisz, że umiejętności nokautowania są jego jedyną siłą, on szokuje świat nienagannymi umiejętnościami grapplerskimi. Podczas walki, Ngannou podnosił swojego ważącego 247 funtów przeciwnika i niejednokrotnie rzucał go na deski Oktagonu.
Boks zawsze był celem dla Ngannou. Kiedy przyjechał do Paryża w 2013 roku, miał zerową wiedzę na temat mieszanych sztuk walki. Carmont wyjaśnił mu sedno MMA i zrobił kilka przekonujących rzeczy, aby Ngannou rozważył rywalizację w tym sporcie.
Dziewięciu lat później i jest on broniącym się mistrzem wagi ciężkiej UFC. Boks, siła i grappling Ngannou czynią z niego niebezpiecznego przeciwnika w klatce.
Tylko trzy porażki w karierze, miano najmocniej nokautującego zawodnika wagi ciężkiej, passa sześciu zwycięstw i obrona tytułu mistrzowskiego w wadze ciężkiej przeciwko niepokonanemu wcześniej prospektowi. Te rzeczy sprawiają, że Ngannou można już teraz określać mianem legendy.
Po UFC 270, jego pierwszej obronie tytułu, inny mistrz wagi ciężkiej wykazał zainteresowanie ewentualnym pojedynkiem. Mistrz w boksie Tyson Fury złożył propozycję Ngannou na walkę.
Pierwotne marzenie Francisa Ngannou o zostaniu mistrzem świata wiązało się z boksem. Dorastał podziwiając Mike’a Tysona i aspirował do bycia takim jak on. Dlatego możliwość walki z bokserskim mistrzem wagi ciężkiej musi intrygować Kameruńczyka.
Z UFC czy bez, po niesamowitym zwycięstwie nad Cirylem Gane, nie ma mowy, żebyśmy widzieli ostatni raz Francisa Ngannou w akcji, gdziekolwiek by to nie było.