Dzisiaj głównie rzucimy okiem na dwóch polskich fighterów, wokół których jest ostatnio (nie bez powodów oczywiście) dużo zamieszenia. Pierwszy z nich to wybitny sportowiec, który trzymając kilka srok za ogon ma zamiar przebojem wbić się świat sportów walki, drugi to doświadczony ale nadal jeszcze młody zawodnik, który niespodziewanie dostał życiową szansę i postara się ją wykorzystać, w lepszy czy gorszy sposób. A na dokładkę legenda, niegdyś za oceanem nazywana mianem – „The Foul Pole”.
Wychodzi na to, że „podobno z Timem Sylvią” i „podobno w maju” okazuje się faktem. Mariusz Pudzianowski ma zamiar 7 maja podczas 13 KSW stoczyć swój drugi pojedynek w formule MMA a zaraz potem a dokładniej 2 tygodnie później stoczyć pojedynek z Timem Sylvią w USA na gali Moosin. Początkowo gala Moosin miała odbyć się przed terminem KSW ale została przeniesiona. Włodarzy KSW na pewno ucieszyła ta zmiana, bo mogą być pewniejsi występu Pudziana na swojej gali. W razie czego teraz martwić się będzie Moosin.
Mariusz sugeruje, że jest w stanie stoczyć dwa pojedynki w tak krótkim czasie. Pytanie tylko czy tak samo twierdzi jego organizm.
Odżyły również pogłoski na temat walki Pudziana z Pawłem Nastulą, według niektórych „źródeł” walka ta była już pewna i dogadana. Jednak jak się okazuje Paweł Nastula – o tym, że się dogadał w sprawie ww. walki – dowiedział się parę dni temu i był mocno zaskoczony tym faktem. Nastula w razie nie dojścia do porozumienia z KSW (niekoniecznie na walkę z Pudzianem) posiada podobno jakiś plan awaryjny na walkę za granicą. Tak czy inaczej planuje on wyjść w tym roku na ring, jeśli mu się to nie uda możliwe, że zakończy już karierę.
Wracając jeszcze na chwilę do Mariusza Pudzianowskiego i jego przyszłego przeciwnika Tima Sylvii. Według doniesień media za oceanem już szykują kwaterę na cmentarzu dla tego drugiego, sugerując, że niedźwiedzia siła Pudziana będzie dla Sylvii śmiertelnym zagrożeniem. Pytanie tylko czy nadmierna pewność siebie Mariusza nie jest zagrożeniem dla niego samego.
Albert Sosnowski bardzo poważnie podchodzi do walki z Witalijem Kliczko, ale na każdym kroku zmaga się z szyderstwami i krytyką. Cóż „fachowcy” nie rozumieją chyba jednej kwestii. Walka ta to dla Alberta ogromny krok do przodu. Nawet porażka go nie dyskwalifikuje , wystarczy, że dobrze się zaprezentuje i nie przegra w jakiś kompromitujący sposób a wtedy zostanie już na tej bokserskiej najwyższej półce i o kolejną wielką walkę nie będzie trudno. Zanim dojdzie do tego pojedynku Albert i Witalij spotkają się już w najbliższą sobotę na walce młodszego z braci Kliczko z Eddie Chambers’em na którą obydwaj dostali honorowe zaproszenia. Władimir bronił będzie swoich pasów IBF, WBO oraz „biedniejszego” IBO. Przed tą walką na ring wyjdą właśnie Albert i Witalij i spojrzą sobie głęboko w oczy, cytując klasyka będzie „brzusiu do brzusia, nosiu do nosia i…straszonko”. Będzie to zapowiedź i jednocześnie przedsmak majowej potyczki tych zawodników.
W związku z tą walką wypowiada się wielu obserwatorów, ekspertów i zawodników i tak np. James Toney (tak tak to ten sam James Toney) twierdzi, że ta szansa należała się jemu a nie Albertowi i że on zjadłby Kliczkę bez mrugnięcia okiem, ale Kliczko się go boi i dlatego ich walka nie doszła do skutku. Przy okazji w tym samym czasie Toney rzucił wyzwanie Brockowi Lesnarowi, przypuszczalnie po drodze wyzwał też do walki Leonidasa i jego 300 (tylko chodźcie po kolei) oraz Asteriksa (Obeliks niestety nie mieści się w limicie wagowym) a z Garim Kasparowem zmierzy się już niebawem przy stole do szachów.
Kolejną opinię przedstawił Nikolay Wałujew, który zasugerował, że kibice przed telewizorami nie zdążą nawet wypić jednego piwa podczas walki Kliczko vs Sosnowski. Dla mnie wystarczy żeby nie było tak jak przy okazji walki Lewis vs Gołota i już będzie dobrze. A jak było? Podobnie jak u Mistrza Marcina Dańca, z tym że u mnie zamiast „ciepłej wody, mydełeczka i ręczniczka” była kawka, którą poszedłem sobie zrobić chwilę przed pierwszym gongiem. Zrobiłem sobie kawkę, wracam i… „po wszystkiemu już”.
A wspomnianą we wstępie dokładką jest właśnie Andrzej Gołota. Niegdysiejsza „Wielka Nadzieja Białych”, „Biała Siła” czy właśnie – „The Foul Pole” przy okazji wypowiedzi odnośnie starcia Sosnowski vs Kliczko „że każdy jest do pokonania, póki obaj zawodnicy stoją w ringu” – powiedział że wcale jeszcze nie odłożył rękawic na dobre i nadal trenuje. Cóż…zakończenie kariery z powodu ostatniej, a także innych – wcześniejszych walk czy poważnych kontuzji po których Andrzej nie wrócił do optymalnej formy, byłoby jak najbardziej zrozumiale i logiczne… ale nie zapominajmy że to przecież wieczny Andrew Golota.
Jędrzej Kowalik
www.fight24.pl
„przypuszczalnie po drodze wyzwał też do walki Leonidasa i jego 300 (tylko chodźcie po kolei)” :D:D
” była kawka, którą poszedłem sobie zrobić chwilę przed pierwszym gongiem. Zrobiłem sobie kawkę, wracam i… „po wszystkiemu już”.”
tak tak ja przyjechalem do domu nie wiedzac ze sie spoznilem i myslalem ze jakie stare REPLAY’e leca a to juz byly REPLAY konca pojedynku na ktory przyjechalem:-).
Pozdrawiam i gratuleje lekkiego piora.
hahaha humor jest powalający ;D
podobaja mi sie te arty mozna sie posmiac ;]
Trzymaj tak dalej(: