Dzisiejszy odcinek „Z przymrużeniem oka”, sponsoruje literka Z – Z jak zaskoczenie (lub ewentualnie jego brak) i cyferka 1 jak „The One and only”. I tak, Mamed Khalidov nie zaskoczył Jorge Santiago i nie przywiózł do Polski pasa mistrzowskiego Sengoku cóż…no byłem zaskoczony takim obrotem spraw. Kilka dni temu natomiast otrzymaliśmy informację że inny polski zawodnik dostaje szansę walki o prestiżowy tytuł cóż…no jestem pozytywnie zaskoczony takim obrotem spraw.
W związku z pojedynkiem Mameda nie zostaliśmy mile zaskoczeni przez Polsat, który ostatecznie tej walki nie pokazał, natomiast z tego samego powodu niemile zaskoczyło nas MMA-TV. Czekamy, odliczamy czas, obgryzamy paznokcie, tupiemy nogami, wyrywamy chodnikowe płyty, wchodzimy 10 razy dziennie w zakładkę „Events” i patrzymy jak lecą sekundki a tu nagle „Sory nie pokażemy tej gali, co słabsi psychicznie kibice już mogą iść się wieszać z tego tytułu”- ekstra. Co do samej walki którą wreszcie udało nam się obejrzeć nieco później, Mamed zaczął ją bardzo fajnie wykonując kilka efektownych akcji, które jednak nie przyniosły zbyt dużo pożytku. Santiago jakoś specjalnie nie dawał się zaskoczyć w tej walce a Mamed zdawał się trochę tak jak by to nie był on, czegoś mi tam brakowało w jego wykonaniu. Koniec końców jednak sama walka była ciekawa, efektowne akcje Mameda na pewno zaowocują kolejnymi propozycjami od Sengoku. Khalidov vs Santiago III i jesteśmy świadkami powstawania kolejnej japońskiej legendy prosto z ringu. Wynik sędziowski, jaki był – każdy widział. Możemy sobie tutaj lamentować, że Mameda oszukali, że Santiago zabrał pas „miszcza” i poszedł do domu, ale jak by nie było po wszystkiemu już. Nie zapominajmy o tym, że stara niepisana zasada wszystkich sportów walki mówi, że aktualnego Championa traktuje się nieco bardziej ulgowo i Challenger musi zrobić trochę więcej żeby można go było uznać za zwycięzcę. Ja osobiście w wyniku tej walki nie widzę specjalnego oszustwa i nie stoję za teorią oszukania Mameda. No czegoś zabrakło z jego strony i nie ma się tutaj co oszukiwać.
Natomiast w poniedziałek dostaliśmy nagrodę pocieszenia w postaci informacji, że Mistrz Europy w Wadze Ciężkiej Albert „Dragon” Sosnowski już w maju stanie przed szansą zdobycia Pasa Mistrzowskiego Federacji WBC, który aktualnie posiada starszy z braci Kliczko. Witalij wybrał Alberta na swojego przeciwnika, obóz „Dragona” przyjął tą propozycję z całym dobrodziejstwem inwentarza i tym sposobem mamy kolejnego po Andrzeju Gołocie, pretendenta do tytułu Mistrza Świata prestiżowej Federacji. Zaskoczenie prawda? Wszyscy spodziewali się, że pierwszy będzie Adamek, że Albert musi obronić kilka razy swój pas Mistrza Europy, potem odbić się ze Starego Kontynentu i dopiero dostanie jakąś konkretniejszą propozycję a tu proszę – piękny Bonus od Życia. Wcześniej była mowa o tym, że Alberta czekają dwie obrony a trzecią walką może być walka z Haye. Na dzień dzisiejszy sprawa jest już nieaktualna i wszystko już wiemy. Mistrz Świata WBC Witalij „Dr IronFist” Kliczko versus Mistrz Europy EBU Albert „Dragon” Sosnowski już 29 maja w Hali Schalke Arena, Gelsenkirchen, Germania.
Dobra odetchnąłem kilka razy, emocje trochę już mi opadły, patos też sobie już odpuścimy to teraz na spokojnie krótka, zimna analiza faktów. Przede wszystkim Albert przypuszczalnie zwakuje pas EBU, ponieważ 9 kwietnia miał bronić go w walce z 39-letnim Audley Harrison’em, ale przyjął walkę z Kliczko a co za tym idzie obrona pasa EBU jest niemożliwa.
Także w razie czego „Dragon” zostanie tylko z paskiem od spodni bo półpaśca mam nadzieje nikt mu nie życzy.
Albert ustępuje swojemu przeciwnikowi szybkością, techniką, wytrzymałością szczęki a także doświadczeniem. Mimo że statystycznie na zawodowym ringu stoczył więcej walk niż Kliczko to jednak walki – walkom nie równe i nie ma się co czarować. Z różnych stron dochodzą głosy, że za wcześniej na tę walkę, że to, że tamto. Ale tak naprawdę, na co tutaj czekać? Albert jest w dobrej formie, w idealnym dla pięściarza wieku, nie przyjąć takiej walki to jak celowo nie odebrać wygranej na loterii. Nawet, prawdopodobna przegrana Alberta nie dyskwalifikuje go z czołówki Światowego HW, wystarczy, że dobrze w tej walce się pokaże i kolejne propozycje na najwyższym poziomie będą same przychodziły i pukały do drzwi. Poza tym warto przypomnieć sobie stare pięściarskie powiedzenie – „Puncher always has a chance”.
„Albercik wychodzimy!”
www.fight24.pl
jak zwykle genialnie 😉 czyta się na jednym wdechu 😀