Dzisiaj przedstawiamy spełnione prognozy Krzysztofa Kułaka oraz nowy trend w polskim MMA i związaną z nim, możliwą rewolucję w punktowaniu walk. Ponad to rzucimy okiem w stronę Jamesa Toneya a na koniec „The legend is back”, Andrzej Gołota.
W niedawnym wywiadzie udzielonym naszemu serwisowi najbardziej doświadczony zawodnik MMA w Polsce, Krzysztof Kułak poddawał w wątpliwość to czy gala Strefa Walk w ogóle się odbędzie. Należy wspomnieć, że było to wtedy, kiedy wszystko wyglądało jeszcze „bardzo cacy” a Aleks Emelianienko szykował się do konferencji prasowej w rosyjskiej ambasadzie i rzekomo bukował bilet do Polski dla swojego brata Fedora. Co dalej było wszyscy wiemy, Aleks zabrał grabki i łopatkę i poszedł do swojej piaskownicy, Fedor w ogóle nie wiedział że wybiera się do Polski a organizatorzy podobno uśmiechali się w stronę Sergeia Kharitonova, ten jednak pozostał niewzruszony na amory. Cóż, po prostu chyba nie jest taki szybki i trzeba z(a) nim trochę pochodzić nim do czegokolwiek miałoby dojść. W informacjach od organizatorów, w perspektywie dalszej działalności przewinęło się jeszcze nazwisko Boba Sappa. Ale oczywiście, aby móc mówić o „dalszej działalności” trzeba w ogóle zacząć i tu jest pies pogrzebany. W ostatecznym rozrachunku trochę szkoda, że wyszło jak wyszło a my na przyszłość już wiemy żeby o wszelkie przepowiednie i prognozy pytać Krzyśka Kułaka, jak na razie sprawdzalność 100%.
Nowy trend w polskim MMA zapoczątkował Marcin Najman a z wielkim uwielbieniem kultywuje go Mariusz Pudzianowski. O co chodzi? Chodzi o wygląd zawodników po walce, Marcin nie czuje się przegranym w walce z Saletą, ponieważ jego twarz w przeciwieństwie do twarzy Przemka nie nosiła śladów walki. Mariusz Pudzianowski z kolei niedawno sugerował Jamesowi Thompsonowi, że po ich drugiej walce twarz „Kolosa” będzie wyglądała jeszcze gorzej niż po pierwszej. „James, tak wyglądała Twoja twarz po pierwszej walce…a tak, wyglądać będzie po naszej drugiej walce” no i ogólny szał ale na miejscu Thompsona zamiast posyłać „buziaczka” odpowiedziałbym: „Mariush, po naszej pierwszej walce potrzebowałeś aparatu tlenowego, zamiast nagrywać filmiki skup się na tym aby po naszej drugiej walce nie potrzebować komory dekompresyjnej”…i ewentualnie na koniec już niech będzie ten „buziaczek”. A wracając twarzy, która nijak się to ma do wyniku walki, że tak sparafrazuję kabaretowy klasyk: „Akurat twarz w tym procederze nie brała udziału”.
James Toney już za niecały tydzień wyjdzie do walki z Denisem Lebiediewem, ale przedstawienie trwa cały czas. Pisaliśmy już o tym, że od promotora Lebiediewa James zażyczył sobie ekstra: śmigłowca i piły łańcuchowej. Ze śmigłowca ostatecznie nie skorzystał a więcej oficjalnych informacji o pile nie ujrzało światła dziennego. Tym razem Toney ostrzegał kibiców, którzy kupili miejsca przy ringu, aby nie zakładali białych rzeczy. W tym miejscu należało wspomnieć, aby szczególnie Panie darowały sobie jasne futra, bo krew Denisa Lebiediewa może być trudno spieralna z pantery śnieżnej, srebrnych lisów, soboli czy pandy wielkiej.
Tak naprawdę cały czas czekałem, kiedy Andrzej Gołota ogłosi swój pożegnalny pojedynek i naprawdę pojechałbym na niego nawet gdyby odbywał się w Jęczydołach Wielkich. Mówię całkiem poważnie, wiadomo o co chodzi, zawodnik z niskiej półki na zakończenie kariery i pożegnanie się z kibicami, proste prawda? Tymczasem według wszelkich informacji Andrzej szykuje się nie do pożegnalnego pojedynku, ale do kolejnego powrotu. Wszystko wskazuje na to, że kolejną walkę Andrew stoczy już w grudniu w Chicago. A dlaczego dopiero teraz się o tym dowiadujemy? „Bo nikt mnie o to wcześniej nie pytał.” – odpowiedział Gołota.
Jędrzej Kowalik
www.fight24.pl
golota moze ze szpilka ???ha ha
Gołota znów chce walczyć? Ja pier…. ale po co mu to znowu? Ostatnio robili wywiad z nim i jego rodziną w Chicago i z tego co widziałem jak mieszka i czym się wozi to nie potrzebna jest mu już chyba kasa.
Co do Toneya to nie chce mi się pisać bo gość jest jakiś nawiedzony i tylko dużo gada a gada jak potłuczony.
W sumie to nawet lubie te komentarze, pozdrawiam autora!