Dwukrotny zwycięzca Amatorskiego Pucharu KSW, Emil Różewski (1-0) z przytupem wszedł w świat sportu zawodowego. Zawodnik klubów Hunter MMA, Fanga Warszawa, Ziomek Team oraz Sparta Warszawa. Swoją drugą walkę stoczy 1-ego lutego na gali Soul FC. Przedstawiamy wam wyczerpujący wywiad z pochodzącym z Warszawy fighterem, który jest jednym z największych talentów w naszym kraju.
Fight24.pl: Witaj Emil! Czy mógłbyś na początek przedstawić się naszym czytelnikom?
Emil Różewski: Witam wszystkich czytelników portalu Fight24.pl. Na początek chciałbym podziękować za zainteresowanie moją osobą. Swoją przygodę ze sportami walki rozpocząłem od Judo na obiektach warszawskiej Gwardii i trenowałem ten sport przez 10 lat i doszedłem do stopnia mistrzowskiego. Moimi trenerami byli: Jacek Kowalski, z którym do dziś współpracuję, Mirek Błachnio i Jacek Zawadka, który jest jednym z moich sponsorów. W tym czasie zdobyłem Mistrzostwo Polski i brązowy medal Mistrzostw Polski. MMA trenuje od 4-ech lat i w tym czasie wygrałem dwukrotnie Amatorski Puchar KSW i raz doszedłem do finału tych zawodów. Jakieś 5 lat temu zainteresowałem się MMA, gdyż w Judo brakowało mi uderzeń. Wiesz, Judo to tylko rzuty, a ja chciałem czegoś więcej. Mówili, że mam talent, że jestem dobry, ale po prostu chciałem być dobry w każdej płaszczyźnie walki.
F24: Nie żałujesz, że zrezygnowałeś z Judo? Miałeś szanse wystąpić na Olimpiadzie itp.
Emil: Nie żałuję. Po pierwsze dlatego, że chce być dobry we wszystkim, a po drugie z powodu braku wsparcia dla Judoków ze strony związku Judo. Nie ma wsparcia finansowego, a mało tego, gdy jakiś zawodnik zdobywa punkty rankingowe, to nikt nie chce go wysłać na Mistrzostwa Świata, o czym było niedawno głośno w serwisach branżowych. Po prostu Judo zostało gdzieś w tyle, a MMA się ciągle rozwija.
F24: Jak trafiłeś na swoje pierwsze zajęcia MMA?
Emil: Zacząłem trenować za namową mojego kumpla z maty i uczestnika gali KSW Fight Club, Pawła Żydaka. To była legenda polskiego Judo, a z czasem zaczął interesować się MMA. Po trzech tygodniach treningów Paweł powiedział, że biję się na Mistrzostwach Polski Amatorskiego MMA. Wiadomo, jak trener mówi, trzeba słuchać, więc wystartowałem. Wygrałem dwie walki i jedną przegrałem, chyba, przez brak doświadczenia. Mój rywal założył mi dźwignię na łokieć, a ja wyniosłem go za matę. W Judo walkę by przerwano, ale nie w MMA. W końcu upadłem głową na podłogę, przez co krzyknąłem, a sędzia uznał, że to z powodu dźwigni. Niestety później Paweł się zakochał i wyjechał z Warszawy, a ja zostałem bez trenera. Gdy ktoś tak kocha sporty walki i rzuca je dla kobiety, to jest ona największą szczęściarą na świecie. Paweł kochał sport bezgranicznie, był doskonałym zawodnikiem i trenerem. Sam przeżyłem to samo jako Judoka i wiem jak to jest.
F24: Później trafiłeś pod skrzydła Mariusza Ziomka, jednego z najlepszych trenerów MMA w Warszawie. Jak wspominasz treningi u niego?
Emil: Rundkę w poszukiwaniu nowego klubu zakończyłem przed dwoma laty u Mariusza. Początkowo była to Sanda, czyli chińska sztuka walki, polegająca na uderzaniu i obalaniu rywali. Parter robiłem wtedy w innych klubach. Naprawdę nie poznałem lepszego trenera od Mariusza. Nie dość, że każdy trening był męczarnią, to on jeszcze trenował razem z nami. Zawsze było można z nim sparować, czego nie robią inni trenerzy. Mariusz wychował wielu doskonałych zawodników min. Jakuba Kowalewicza, zawodnika KSW. Wygrywaliśmy zawody, przegrywaliśmy, ale zawsze ciężko pracowaliśmy i wiedzieliśmy, że nasze sukcesy to nie kwestia przypadku, tylko naprawdę ciężkiej pracy na treningach. Niestety Mariusz przez ostatnie parę miesięcy musiał uporządkować swoje życie. Na szczęście na dniach dostałem informacje, że Ziomek TEAM wraca od nowego roku. Treningi odbywać się będą z samego rana w Warszawskim Centrum Atletyki, gdzie treningi będą na najwyższym poziomie. Nie mogę się już doczekać.
F24: Jesteś zawodnikiem wielu warszawskich klubów, jak udaje Ci się łączyć treningi?
Emil: Powiem szczerze, że nie jest to łatwe, bo każdy z moich trenerów chciałby żebym reprezentował tylko jego klub. Za miesiąc mam walkę zawodową i teraz jest pytanie którego z trenerów powinienem słuchać w narożniku? Mam nadzieje że w styczniu spotkamy się wszyscy i omówimy moją przyszłość Zawodową Tworząc jeden Mocny Team. Na dzień dzisiejszy moim Przygotowaniem siłowo-kondycyjnym oraz stójkowym zajmuje się Radek Brzuszczyński z klubu Fanga, gdzie mam przyjemność prowadzić treningi. Radek jest ekspertem, nigdy nie pracowałem w ten sposób od strony fizycznej, a już widzę efekty tej współpracy. Jeśli chodzi o parter i MMA to już od dłuższego czasu trenuję w warszawskim HUNTER MMA pod okiem Krzyśka Węgrowskiego, któremu zawdzięczam zwycięstwo mojej pierwszej walki zawodowej, to on wziął mnie pod skrzydło, gdy ZIOMEK TEAM się rozpadał i wspiera mnie do dziś za co bardzo dziękuje mu i chłopakom z HUNTERA z którymi na co dzień się turlam. Krzysiek nauczył mnie kontroli w parterze co uważam w MMA za najważniejsze. Na dzień dzisiejszy czuje się innym zawodnikiem, o wiele lepszym, bardziej poukładanym.
F24: Do niedawna byłeś tylko amatorem. Startowałeś na ALMMA, startowałeś na Amatorskim Pucharze KSW. Kto według Ciebie pracuje nad rozwojem amatorskiego MMA w Polsce?
Emil: Wszyscy organizatorzy, zarówno panowie z KSW, jak i organizatorzy ALMMA z Mirkiem Oknińskim na czele. Osobiście uważam, że to Okniński tworzy takie prawdziwe zaplecze i struktury MMA w Polsce, organizując ALMMA. To właśnie Mirek jest człowiekiem, który na ogromną skalę rozwija polskie MMA i mu to dobrze wychodzi. A co gdyby nie było ALMMA? Amatorzy wtedy zaczynali by od walk zawodowych, ten poziom byłby tak niski, że aż nie chce o tym mówić. Trzeba budować zaplecze, dawać szanse toczyć walki i w ten sposób rozwija się zaplecze zawodników w MMA i w ten sposób podnosi się poziom sportu. Szkoda, że nie ma takich struktur światowych amatorskiego MMA, bo to by dopiero pchnęło rozwój tego sportu do przodu.
F24: Dwukrotnie wygrałeś Amatorski Puchar KSW, raz byłeś drugi. Twoim celem było wygrać trzy razy te zawody. Co było bezpośrednim powodem, dla którego ta sztuka Ci się nie udała?
Emil: Właśnie chciałbym trochę powiedzieć o samej organizacji tego turnieju. Amatorzy myślą, że to jest tak samo dobra impreza jak gale KSW. Są jeszcze jednak niedociągnięcia, które należy wyeliminować, aby Amatorski Puchar KSW był imprezą tak samo dopracowaną, jak gale. Przede wszystkim trzeba popracować nad sędziowaniem walk oraz nad harmonogramem walk. Nie może być takiej sytuacji, że mam walkę po walce, bez żadnej przerwy. Ponadto zawodnikom pomogłoby, gdyby wszyscy ważyli się rano, a nie czekali do tej 15-tej na ważenie, głodni i odwodnieni. Potem dwie godziny i wychodzisz do walki. W zakresie zawodowego MMA, KSW w Polsce nie ma i długo nie będzie miało sobie równych, ale w dziedzinie amatorskiego MMA muszą się jeszcze wiele nauczyć i mam nadzieję, że skorzystają z pomocy ludzi, którzy organizują Amatorską Ligę MMA, bo to jest najlepsza impreza dla amatorów. Cały czas trzeba podnosić poziom zawodów, więc dlaczego nie skorzystać z rad kogoś, kto robi te zawody cyklicznie i od bardzo dawna? Jeśli chodzi o sędziowanie, to powiem na swoim przypadku: gdy zawodnicy wychodzą na drugą matę i zderzają się z innymi zawodnikami, to trzeba by przerwać walkę i powrócić na swoją arenę. W finale Pucharu KSW była taka sytuacja i mam nadzieję, że uda się to poprawić i kolejna edycja będzie jeszcze lepsza. Nie mam do nikogo pretensji za sytuację z finału Pucharu, przegrałem uczciwie, nie odbieram zasług mojemu rywalowi, ale mam nadzieję, że organizatorzy wyciągną wnioski i kolejna edycja będzie lepsza.
F24: Dwukrotnie brałeś udział w programie MMAster. Powiedz proszę co dał Ci ten program?
Emil: Na pewno stałem się bardziej rozpoznawalny w środowisku MMA. Jednak oprócz tego warto zwrócić uwagę na zorganizowanie tego programu. Wiesz, robisz kilkanaście razy jedno ujęcie, jesteś mega zmęczony, a na sam koniec masz jeszcze sparing, od którego zależało Twoje dalsze uczestnictwo w programie. Startowałem też w drugiej edycji i miałem nadzieję, że będzie lepiej. Niestety z powodu kontuzji musiałem wycofać się z programu, a miałem nadzieję wygrać. Wygrał Daniel, z którym wcześniej wygrałem na Amatorskim Pucharze KSW. Szkoda, że się nie udało, bo szansa na zwycięstwo była i to bardzo realna.
F24: Masz owiane złą sławą ucho zapaśnika, czyli popularnego kalafiora. Kiedy złamałeś ucho?
Emil: To śmieszna historia. Przez 10 lat treningów Judo moje uszy wyglądały jak nowe, a po paru treningach MMA poczułem ból. Okazało się, że mam złamane ucho i trzeba odessać z niego krew. Pamiętam, że głównym wykonawcą tej ceremonii był obecnie walczący w UFC, Daniel Omielańczuk, którego serdecznie pozdrawiam.
F24: Jesienią zadebiutowałeś w zawodowym MMA. Powiedz, jak różnią się walki na galach zawodowych od walk amatorskich z perspektywy zawodnika?
Emil: Wszyscy dookoła mówią, że walka zawodowa jest zupełnie inna od walki amatorskiej, że podobno dochodzi stres związany z walką przed publicznością i całą otoczką gali. Mnie Judo nauczyło spokoju i dzięki temu nie denerwuje się przed moimi walkami. Właśnie dzięki temu teraz jestem na takim poziomie sportowym. Paweł Żydak wpoił mi jeszcze jedną ważną zasadę, że jak zaczyna się walka, to ja muszę zrobić pierwszą akcję. On uważał, że o zwycięstwie decydują pierwsze sekundy i według mnie się nie mylił. Przed swoją walką odkryłem jeszcze jedno: odradzam przedtreningówki z całego serca. To samo może powiedzieć Grzesiek Szulakowski. Przedtreningówkom mówimy NIE! Tak naprawdę, to sam ciągle się uczę, przez pierwszych 10 walk będę się uczył. Jedyne czego się boję w walce, to, że zabraknie mi kondycji na trzy pełne rundy. Trzeba ciężko trenować, to takich obaw nie będzie i o wiele pewniejszy siebie będę wchodził do klatki.
F24: Jesteś młodym zawodnikiem, który dopiero zaczyna karierę. Jak oceniasz Profesjonalną Ligę MMA, która oddziela młodych zdolnych fighterów, od tych, którzy po prostu bawią się MMA?
Emil: Sama idea PLMMA jest dla mnie bardzo pozytywna. Mirosław Okniński organizuje 10 gal rocznie, gdzie młodzi zawodnicy, początkujący wręcz, mogą się rozwijać i budować swoją markę w telewizji. Jest to ogromny krok do przodu w kierunku rozwoju MMA, takie budowanie zaplecza zawodników i wyławianie prawdziwych talentów. Minusem tej organizacji są ciągłe rotacje w rozpiskach, co odbija się na przygotowaniach taktycznych zawodników. Pewnie wkrótce sam zawalczę dla tej organizacji, bo jedną propozycję ze strony trenera Oknińskiego już otrzymałem.
F24: Jak wygląda sprawa Twojego odżywiania i suplementacji?
Emil: W tej chwili nie wspomagam się żadnymi suplementami oprócz preparatów witaminowo-mineralnych, w które zaopatruje mnie firma Calvita. Wszystko dzięki mojemu dietetykowi, Konstantinowi Berentowi, który wpoił mi mantrę, że tylko naturalne jedzenie sprawia, że organizm pracuje tak, jak ja tego chcę. W tej chwili w diecie nie łączę węglowodanów i białka w jednym posiłku. Teraz czuję się o wiele lepiej, bo wcześniej brałem przetreningówki i inne suplementy. Nie można opierać się na przetreningówce, nie chcesz iść na trening, to podnieś cztery litery z fotela i idź. Wszystko jest w głowie, a nie w suplementach. Odżywki nie walczą i nie sprawią, że będziesz miał wyższe umiejętności.
F24: Powiedz nam proszę, jak wyglądają Twoje treningi wytrzymałościowo-siłowe pod okiem Radka?
Emil: W tej chwili robimy siłę dynamiczną i powiem Ci, że żałuję, że dopiero teraz stawiam na przygotowanie fizyczne. Treningi są naprawdę ciężkie, nie raz jest już blisko sytuacji, gdy w grę wchodzi wiaderko. Czuję, że przygotowanie fizyczne jest równie ważne, jeśli nie ważniejsze w zawodowym MMA. Kiedyś ktoś powiedział: gdy walczą zawodnicy o podobnych umiejętnościach, wygrywa ten w lepszej kondycji fizycznej. Pracuję nad tym, by siła i kondycja zawsze były moim atutem w walce i wierzę, że to zwróci się mi z nawiązką.
F24: Oprócz treningów studiujesz bezpieczeństwo wewnętrzne na AON-ie. Co jest dla Ciebie priorytetem: MMA czy szkoła?
Emil: Jeszcze do niedawna nie myślałem o MMA jako sposobie na życie. W tym sporcie pieniądze są za małe, więc lepiej, jeśli skończę szkołę. Zrobiłem licencję ochroniarza i miałem nadzieję, że uda się coś zdziałać w tym kierunku. Jednak potem wygrałem walkę zawodową, Radek przyjął mnie do pracy na trenera, to pomyślałem czemu nie. Mam teraz swoich podopiecznych, uczę ich walczyć i widzę tego efekty. Czuję, że zawsze chciałem to robić i jestem szczęśliwy, że mogę. Oczywiście gdyby nie moja mama, to by mi się to w ogóle nie udało, bo wspiera mnie w tej pasji i również dzięki niej mogę przeżywać najpiękniejszy okres w moim życiu. Na wszelki wypadek trzeba mieć alternatywę.
F24: Czy Twoja mama widziała jakąś Twoją walkę?
Emil: Raz była na zawodach Judo, ale nie wytrzymała i wyszła, nawet nie zobaczyła jak walczę i wyszła po minucie. Moja mama jest taka, że wie, że istnieje to MMA, że jej syn w tym startuje, ale sama nigdy nie ogląda, sam bym nie chciał jej tego pokazywać. Wiadomo, nie jest miło oglądać, gdy ktoś bije Twojego syna. Po za tym mama pracuje w tak zwanym 'białym kołnierzyku’, więc sporty walki jakoś nigdy jej nie pociągały. Mimo wszystko zawsze mnie zapyta jak poszło, więc w jakiś sposób czuje jednak jej wsparcie.
F24: Kiedy planujesz kolejny występ zawodowy?
Emil: Kolejną walkę stoczę 1-ego lutego w Zielonej Górze na gali Soul FC. Moim przeciwnikiem będzie Rafał Sikorski, świetny grappler, trenujący pod okiem legendy polskiego MMA, Damiana Grabowskiego. Na pewno będzie to walka na wysokim poziomie i nawet najbardziej wytrawni fani MMA się nie zawiodą. Moją tajną bronią na Radka będą kopnięcia i niech lepiej się na to przygotuje. Teraz bardzo ciężko pracujemy, robię trzy-cztery treningi dziennie, dwa swoje i dwa prowadzę, i zamierzam wygrać tą walkę.
F24: Cztery treningi to dużo. Jak więc regenerujesz się po treningach?
Emil: Dużo, zwłaszcza, że każdy trening robię na najwyższych możliwych obrotach. W tej chwili nie regeneruję się praktycznie wcale, ale wiem, że to może w końcu się na mnie odbić. Z czasem jednak lepiej poznam swój organizm i nauczę się pełnej regeneracji. Staram się spać po 9 godzin dziennie i regenerację uzupełniam suplementami witaminowo-mineralnymi.
F24: Czy jest jakiś zawodnik, na którym się wzorujesz?
Emil: Wzoruje się na legendzie MMA Fedorze Emelianenko i bardzo mi się podoba jego styl, taki trochę z Judo, w którym jest posiadaczem czarnego pasa. On lubi rzucić, pouderzać, przejść gardę i dalej bić w parterze. Lubię go, bo sam wywodzę się z Judo i podobnie walczę, chociaż w swoim debiucie wygrałem przez KO i wszyscy się dziwili, jak Judoka mógł tego dokonać?
F24: Podobno nie da się łapać dwóch srok za ogon. Łączenie pracy trenera i bycie zawodnikiem nie wykluczają się w Twoim przypadku?
Emil: Właśnie wręcz przeciwnie, bycie trenerem rozwinęło mnie jeszcze jako zawodnika. Lepiej rozumiem techniki, które zawsze robiłem bez zastanowienia, z automatu. Teraz muszę sam wiedzieć, jak prawidłowo pokazać technikę, więc koryguje drobne błędy, które popełniam jako zawodnik. Generalnie widzę same pozytywy z łączenia tych dwóch spraw.
F24: Co chciałbyś osiągnąć jako zawodnik MMA?
Emil: Nie stawiam sobie długoterminowych celów. Planuje w przyszłym roku stoczyć w Polsce jeszcze około siedmiu walk, a następnie spróbować swych sił za granicą. Moim obecnym celem jest podpisanie kontraktu z organizacją Cage Warriors, zaś moim marzeniem jest zostać odkryciem roku w polskim MMA. W wakacje planuje wyjechać i trenować ciężko gdzieś za granicą. Chciałbym jeszcze nawiązać współpracę ze sponsorami, którzy we mnie zainwestują, bo jak wiecie, w Polsce nie utrzymasz się z MMA na dzień dzisiejszy. To są moje obecne cele i marzenia o które walczę każdego dnia.
F24: A jakieś prywatne cele, jakie one są?
Emil: Chcę jeszcze spróbować razem z moim bratem ciotecznym, Rolandem Brudzińskim, otworzyć klub sztuk walki w Wyszkowie, bo jest tam na to wielkie zapotrzebowanie oraz wiele młodych talentów. Chciałbym jeszcze, aby moja firma MY PASSION nie tylko zajmowała się produkcją koszulek, ale także wskazywała młodzieży PASJE, która odmieni ich życie.
F24: Powstała Profesjonalna Liga Sandy. Ty jako podopieczny doskonałego trenera i zawodnika tej dyscypliny, Marisza Ziomka, nie chciałbyś się spróbować w rozgrywkach?
Emil: Nie widzę siebie w Sandzie. Oczywiście jestem zwolennikiem jak najczęstszych startów, ale ja już walczyłem w tej dyscyplinie i przegrałem, bo nie potrafiłem kontrolować oddechu. Ale nie wykluczam takiej możliwości, bo chciałbym walczyć w Sandzie, w boksie, a za rok mam nadzieję, że wystartuję na Mistrzostwach Polski BJJ.
Na zakończenie Chciałbym podziękować trenerom, którzy jeszcze ze mną wytrzymują: Krzysztof Węgrowski, Radosław Brzuszczyński, Mariusz Ziomek, Janusz Jóźwiak, oraz sponsorom, którzy wspierają mnie w dojściu na sam szczyt: Top Ten, MMAMANIAK, Fitactive, Jafi Sport, Calvita. Chciałbym pozdrowić moich przyjaciół, którzy zawsze są ze mną i mnie wspierają, oraz najważniejszej osobie bez której by mnie z wami dziś nie było, mojej mamie Barbarze Różewskiej, a także wszystkich ludzi którzy we mnie wieża. Jeszcze na koniec chce zaprosić wszystkich na moje zajęcia MMA personalne i grupowe, które odbywają się na Warszawskiej Woli w KLUBIE FANGA. Piąteczka!
nie żebym się czepiał ale przedostatni wiersz tesktu: „wierzą”
Jakich talentów co za pierdoły piszecie ? Robicie z niego gwiazdę na mierę UFC a on na zawodowych galach nic nie osiągnął jeszcze.