Były mistrz UFC nie ma nic przeciwko walkom bez publiczności.
Gdy epidemia koronawirusa rosła w siłę i rozprzestrzeniała się po świecie Eddie Alvarez (30-7 1 NC, 4-3 1 NC w UFC) był jednym z tych zawodników, którzy podchodzili do tego, i tematu ograniczeń, ze sporym dystansem. Po czasie Amerykanin musiał się zreflektować.
Jestem sceptyczny do czasu gdy zdobędę wiedzę. Kiedy widzę ludzi na pierwszej linii, pielęgniarki, rozmawialiśmy z nimi codziennie i one mówiły, że to jest prawda – ludzie umierają w szpitalach. Scena wewnątrz szpitala jest przerażająca. Wszyscy mamy moralny obowiązek pozostanie w domach i robienia tego, co najlepsze.
Obecnie Alvarez jest związany kontraktem z organizacją ONE FC i ma zaplanowaną walkę na 29 maja. Ze względu na obecną sytuacje władze organizacji zdecydowały o rozgrywaniu eventów bez publiczności do 29 maja. To jednak nie jest jakimś problemem dla Eddiego.
Dla mnie walka bez tłumów będzie lepsza. Dla zawodnika, który wchodzi tam gdzie głowa i ciało są razem, jest w stanie uwolnić się od myśli i wszelkich czynników by walczyć jak pies – im mniej rozpraszaczy, tym lepiej. Moja pierwsza walka odbyła się w hali do koszykówki w Elizabeth w New Jersey. Była tam zamieć śnieżna i w sali było ok. 100 osób. Walczyłem wiele razy bez publiczności. Nie mam problemów z walką przed tłumem i bez tłumu.
Alvarez ma za sobą dwa występy w klatce organizacji ONE FC: w debiucie niespodziewanie przegrał przez TKO a w ostatniej walce pokonał Eduarda Folayanga.