Czołowi zawodnicy wagi muszej i ciężkiej nie mogą być pewni, że zawalczą teraz o mistrzowskie tytuły.
Francis Ngannou (14-3, 9-2 w UFC) i Joseph Benavidez (28-5, 15-3 w UFC), pokonując odpowiednio Juniora dos Santosa (21-6, 15-5 w UFC) i Jussiera Formigę (23-6, 9-5 w UFC), prawdopodobnie wskoczyli na pierwsze miejsca w wyścigach zawodników wagi ciężkiej i muszej w drodze do titleshota.
Okazuje się jednak, że ani jeden ani drugi z zawodników nie mogą być pewni tego, że w kolejnych występach będa mieli możliwość zdobycia najcenniejszego trofeum w UFC. To wszystko za sprawa specyficznych sytuacji w obu dywizjach o czym mówił Dana White. W wadze ciężkiej wszystko zależy od wyniku rewanżowego pojedynku Daniela Cormiera z Stipe Miociciem (jeśli wygra Cormier a następnie zakończy karierę to na placu boju pozostanie Miocic, który niedawno pokonał Ngannou).
Najpierw musi się wydarzyć ta walka. Stipe i Cormier muszą zawalczyć, kto wygra, jak wyjdą z tego pojedynku, co zechce zrobić Cormier jeśli to on wygra. Tak, więc jest wiele czynników, które mają wpływ na to, co się stanie. To nie jest takie proste, że „ja wygrałem dzisiaj, jestem następny w walce o pas” i my to wiemy. Przechodzę przez to zawsze.
Z kolei w wadze muszej pas dzierży mistrz także kategorii koguciej, który będzie pauzował przez kilka miesięcy.
To na pewno nie jest dobre dla Benavideza. On będzie miał okres czekania, ale wiem, że Cejudo mówił, że najpierw chce bronić pasa w wadze muszej. Benavidez wyglądał w sobotę naprawdę dobrze chociaż został trafiony w pierwszej rundzie i miał dwa rozcięcia w złych miejscach. Nie pozwolił by to miało wpływ, nie zarzucił swojej gry i trafił pięknym wysokim kopnięciem.
Benavidez jest zawodnikiem, który jest w organizacji od bardzo dawna, ciężko pracujący gość, robi co trzeba. Dobrze widzieć go zwycięskiego tego wieczoru przeciwko naprawdę twardemu przeciwnikowi i dostającego się na pozycję, w której jest teraz.