Jak sami wiecie, za sukcesem zawodnika stoi wielu ludzi, którzy wspierają go w drodze wojownika. Jesli chodzi o MMA to sztab trenerski składa się z wielu osób. Będziemy się co jakiś czas starali przedstawiać cichych bohaterów, zarówno trenerów największych gwiazd MMA, jak i bohaterów z naszego podwórka. Na pierwszy ogień idzie trener boksu braci Diaz, Richard Perez. Poznajcie niezwykłą historię Pereza, który musiał wiele wycierpieć, zanim zaczął czerpać z życia pełnymi garściami.
Boks to nieodłączny element fighterskiego rzemiosła. Szermierka na pięści odgrywa ogromną rolę w MMA. Niemal wszyscy zawodnicy korzystają z pomocy trenerów Muay Thai, których dodatkowo uzupełniają trenerzy pięściarstwa. Niektórzy pracują ze sławami ze świata boksu, a inni wolą treningi ze znanymi od lat 'no name-ami’. Jednym z takich 'no namów’ jest Richard Perez, nauczyciel widowiskowych braci Diaz.
Historia tego człowieka jest swoistą drogą przez mękę. W wieku 13 lat doznał pierwszego ataku padaczki. Wychowany w fighterskiej rodzinie trener w dość niecodziennych okolicznościach dowiedział się o swojej chorobie. Pierwszy atak padaczki dopadł go podczas polowania w góach:
”Znajdowałem się przy niemal gotowym do jedzenia stole piknikowym i nagle urywa mi się film. Później obudziłem się w szpitalu. Czułem się koszmarnie z powodu tego, że przeze mnie rodzinna wycieczka się nie udała. Miałem już się zabrać do jedzenia sałatki ziemniaczanej i hot doga i to ostatnie co pamiętam przed szpitalem. Tamten dzień na zawsze odmienił moje życie.”
Sala treningowa była dla niego ucieczką. Najmłodszy z czwórki dzieci wyżywał się uderzając w worek treningowy i 'refleksówkę’. Bardzo często sparował z zawodnikami, którzy reprezentowali zupełnie inne style. Boks pomagał mu również mierzyć się ze swoimi demonami, które wzięły nad nim w końcu górę:
”Byłem gniewnym dzieciakiem w okresie dorastania. Udawało mi się rozładować swój gniew poprzez nieustanne treningi. Zawsze byłem na sali podczas sparingów i to wiele mnie nauczyło. Sparowałem z różnymi zawodnikami, którzy reprezentowali różne style. Dzięki temu miałem możliwość ukształtować swój własny styl walki. Dzięki temu moje życie nie poszło na marne. Mam boks we krwi.”
Wszystko zaczęło się w garażu Państwa Perez, gdzie ojciec czwórki synów uczył swoich młodych podopiecznych uderzeń na worek bokserski oraz niuansów, które mogą się im przydać w bójkach na ulicy. Sam Richard twierdzi, że nauczył się wiele od kogoś innego:
”Dużo się nauczyłem od swoich braci. Mieszkaliśmy w Herndon w stanie Kalifornia i boksowaliśmy z innymi dzieciakami na ulicach. Później przenieśliśmy się do Fresno i sparowaliśmy z każdym, następnie przeprowadzka do Modesto. Mój brat Johnny był nawet na 8. miejscu w światowym rankingu. Później Johnny został powołany do armii, na wojnę w Wietnamie. Gdy wrócił, to nie był już tym samym człowiekiem. Mój inny brat, Bernie, który był trzy lata starszy ode mnie, przegrał w kwalifikacjach do Igrzysk Olimpijskich w 1968. roku.”
Jak widać tradycje fighterskie w rodzinie kreatora boksu Nicka i Nate’a Diaza były bardzo silne. Niestety, kolejne lata dla młodego Richarda nie były niczym rajski eden. Jego ojciec zdecydował, w obawie o zdrowie swojego najmłodszego syna, że powinien on zamieszkać poza rodziną, w ośrodku. Jego matka odwiedzała go i czasami udało jej się podrzucić synowi 10 dolarów tygodniowo. Richard nie był jednak zadowolony z ośrodka i dużą część wolnego czasu spędzał na ulicy. By zarobić nieco pieniędzy na jedzenie i ciuchy imał się różnych, dorywczych zajęć np. zbierał pomidory. Często musiał jednak przeżyć za kwotę, która jest uznana jako granica ubóstwa. Nie miał jednak innego wyboru:
”Naprawdę nie wiem, jak udało mi się przetrwać tamten okres. Wszystko to było sprawą Boga. To dzięki niemu przetrwałem. Bóg mnie ocalił. Jako 18-19-letni chłopak handlowałem narkotykami, sam się nawet wciągnąłem w to. Mój przyjaciel dał się złapać i wystraszyłem się. Stchórzyłem i przestałem sprzedawać. Wtedy nie byłem sobą. Gdy patrzę wstecz na tamten okres w moim życiu, to dziękuję Bogu, że udało mi się przeżyć. Dałem radę, ale wciąż nie wiem jak. Raz obskoczyło mnie sześciu chłopaczków. Miałem wtedy 17 lat. To było naprawdę ciężkie. Nie miałem rodziców, nie miałem domu. Sypiałem wtedy na ulicy. Czasami spałem w pralni, na zapleczu. Moi rodzice nie chcieli, bym z nimi mieszkał z powodu padaczki. Mój brat zawsze pytał mnie, jak przechodzę ten okres.”
Jak wielu młodych ludzi, również Perez błądził. Podobnie jak w życiu, chociażby Iana McCalla, w pewnym momencie władze nad jego życiem zaczęły przejmować narkotyki. Podobnie jak w przypadku zawodnika wagi muszej UFC, sporty walki uratowały życie młodego pięściarza. Boks to jedyna rzecz, która cały czas była z Perezem, w dobrych i złych chwilach:
”Zawsze zastanawiałem się, dlaczego to wszystko przytrafiło się właśnie mnie. Bóg mi pomógł, dał mi siłę. Właśnie dlatego nic mi nie przeszkadzało. Ukrywałem padaczkę i gdy tylko mogłem chodziłem do różnych klubów bokserskich i testowałem swoje umiejętności. Udawało mi się rekompensować niektóre rzeczy boksem. Walka sprawiała, że czułem się naprawdę świetnie. Ciągle sprawia, że mam lepszy humor.”
Co ciekawe, gdy Perez coraz bardziej poświęcał się pięściarstwu, to tym rzadziej miał ataki padaczki:
”Padaczka nie przeszkadzała mi trenować i sparować, uderzenia otrzymywane podczas sparingów nie wywoływały u mnie ataków. Nie miałem żadnego ataku przez około 20 lat. Zwykle brałem ogromną ilość leków. Uczyłem się swojego ciała, dzięki czemu czułem się lepiej. Gdy spotkałem się z jednym z lekarzy, to był zdumiony. Mówił, że nie powinienem boksować, ale ja czułem się od tego jeszcze lepiej.”
Na talencie Pereza poznał się Reynaldo Zaragoza, brat członka bokserskiej galerii sław, Daniela Zaragozy. W tamtym czasie Perez pracował w Manteca Unified School District w San Joaquin w Kalifornii, gdzie był zatrudniony przez 34 lata. Tak naprawdę, jego kariera rozpoczęła się po sparingach z Rodney’em Jonesem, który kiedyś walczył o pas mistrza IBF w wadze junior średniej, przeciwko członkowi legendarnej rodziny Spinksów, Corey’em.
Losy Richarda Pereza są jednak ściśle związane z braćmi Diaz. To właśnie Ci dwaj krnąbni młodziency są przyczyną sukcesu medialnego Pereza, który nauczył ich boksować. Dowiedzmy się, jak to się stało, że dwóch młodych chuliganów zaufało Perezowi.
Bracia Nate i Nick Diaz kręcili się po różnych szkołach walki, zanim trafili do Akademii Cesara Gracie. Trenowali, ale nie mieli obranego jakiegoś kierunku. Jak mówi sam sam Nick, nie było wśród nich jakiegoś porządku:
”Trenowałem Karate, naprawdę był to jakiś styl z getta, który robi się na ulicy i pracowałem z wieloma trenerami. Nie miałem swojego trenera na stałe. To nie były dla mnie łatwe czasy. Cesar Gracie pewnego razu wziął mnie do CYC Gym, gdzie poznałem Andre Warda, który był wtedy wybijającym się nastolatkiem. Zauważyłem, że ludzie skupiają się na trenowaniu Andre, a on sam był o wiele młodszy ode mnie. Zacząłem sam ciężej trenować i dopiero wtedy zrozumiałem, jak wielkim talentem dysponuje Ward. Właśnie wtedy doszedłem do wniosku, że muszę mocniej się skoncentrować nad poprawą swojego boksu.”
Akademia Cesara Gracie wkrótce zaczęła działać jak magnes na pięściarzy. Jednym z tych, którzy przyjechali spróbować treningów u słynnego Brazylijczyka był wspomniany partner treningowy Pereza, Jones. Właśnie tak zaczęła się przyjaźń Cesara i Richarda.
”Myślę, że Richard jest trenerem w starym, dobrym stylu. Zmusza swoich zawodników do zadawania mnóstwa ciosów pod różnymi kątami. Nick został głównym partnerem treninowym Rodney’a Jonesa. Z pomocą Richarda zaczął rozumieć walkę, jak i sam boks. Rozumiał jak wywierać presję i mimo że wielu zawodników MMA bazuje dzisiaj na Kickboxingu, to on robi zupełnie coś innego. Sposób, w jaki walczą jego podopieczni nie pozostawia wiele czasu rywalom, na zainicjowanie akcji. Nie dziwi mnie, że odniósł on sukces. Jego główną bronią jest to, że ma naprawdę solidne podstawy i bardzo dobrze pracuje na tarczach. Nie zdziwiło mnie, że odniósł on sukces jako trener.”
Jak widać, Cesar Gracie jest zadowolony ze swojego współpracownika. Wróćmy jednak do historii obecnie emerytowanego Nicka Diaza. Rodney Jones niczym walec przejeżdżał przez swoich sparingpartnerów. Wtedy Nick postanowił, że sprawdzi swoje umiejętności w pojedynku z zawodowym pięściarzem. Miał styl i charakter, dzięki czemu Perez go zauważył i poświęcał mu coraz więcej czasu. Sparingi szybko zaczęły przynosić efekty, co można było zobaczyć w walce Nicka z Robbie Lawlerem w 2004. roku podczas UFC 47:
”Sparingi z Jonesem były najlepszą rzeczą, jaka mogła mi się wtedy przydarzyć. Pomagaliśmy sobie nawzajem złapać formę, a ponadto pomógł mi pozbyć się pewnych złych nawyków. Mieliśmy swój własny system, który dla nas działał. Miałem 20 lat, kiedy walczyłem i znokautowałem Robbiego Lawlera. Sparingi z Jonesem pozowliły mi złapać formę. Od tamtego czasu staliśmy się drużyną.”
Tak wspomina pierwszy kontakt z Perezem były mistrz Strikeforce w wadze półśredniej, Nick Diaz. Pod przewodnictwem Pereza, Nick stał się jednym z pierwszych kompletnych zawodników MMA. Jak mówił sam przed walką z Georgesem St Pierre, jego więź z Perezem jest specjalna:
”Richard sprawił, że pracowałem ciężej, niż każdy inny trener ze swoim zawodnikiem. On cały czas mnie naciskał, bym przekraczaj bariery. Naprawdę świetnie współpracujemy jako zespół. Miałem 16 lat, kiedy zacząłem walczyć. Zawsze szukałem dobrego trenera boksu. Nie mogłem sobie wymarzyć lepszego niż Richard. Dzięki niemu w walce idę po najmniejszej linii oporu i wykorzystuję wszelkie aspekty boksu. Właśnie tego nauczyłem się od Richarda.”
Za Nickiem Diazem niczym sznurek ciągnął się za nim jego młodszy brat, Nate. Jako 17-latek, młodszy z duetu braci Diaz obserwował sparingi swojego starszego brata z Jonesem:
”Pewnego razu poprosili Nicka, by z nimi popracował i od tamtego czasu zaczęliśmy się zbliżać do Richarda. Byliśmy wtedy dzieciakami, którzy zaprzątają mu głowę, ja zaprzątałem mu ją bardziej. Nick poprosił Richarda, by pomógł mu trenować do walki w UFC. Oglądałem ich sparingi. Rodney wyprowadzał wiele ciosów, ale Nick próbował wyprowadzić jeszcze więcej niż Jones. Richard trenował Nicka do walki z Lawlerem. Kiedy znokautował Lawlera, który wcześniej nie przegrał przez nokaut, Nick wkręcił się w pracę z Perezem.”
W dość niecodziennych okolicznościach swoje umiejętności pięściarskie zaprezentował Nate Diaz przed późniejszym trenerem. Jego starszy brat złapał kontuzję żeber i postanowił, że Nate wejdzie do ringu i będzie sparował z Jonesem. Nick zapewniał trenera, że Nate da radę słynnemu bokserowi. Oto jak wspomina tamten dzień młodszy z braci Diaz:
”Chciałem po protu pokazać to, co umiałem. W pierwszej rundzie już w ciągu 30 sekund Rodney trafił mnie strasznym ciosem na korpus. Zacząłem już wtedy myśleć, że nie dam rady, ale przez cały tydzień sparowałem z Rodney’em. Wiedziałem już wtedy, że Richard musi zostać naszym trenerem. Rodney Jones był naprawdę kimś. To była dla nas naprawdę cenna lekcja. Rodney potrafił uderzać z każdego kąta.”
Nate Diaz dał się poznać światu MMA wygrywając piąty sezon popularnego reality show, 'The Ultimate Fighter’. Później młodszy z braci Diaz walczył o pas mistrza wagi lekkiej UFC, ale poległ w starciu z Bensonem Hendersonem. Jak sam mówi, nic nie udałoby mu się gdyby nie pomoc jego trenerów:
”Bez Richa, Nick i ja nie osięgnęlibyśmy tyle w MMA. Mamy jednych z najlepszych trenerów w osobach Cesara Gracie i Richarda Pereza, najlepszego trenera boksu, w moim mniemaniu. On jest w boksie przez całe swoje życie i wypracował swój własny styl. On sprawia, że boks działa. Poważnie traktuje swoją pracę. Dla niego boks jest pracą na cały etat. Nie ma drugiego takiego trenera bokserskiego jak on.”
Podobne zdanie na temat umiejętności Pereza ma Ronda Rousey, która niegdyś pracowała z trenerem boksu braci Diaz. Obecnie mistrzyni UFC w wadze koguciej trenuje z Ormianami, znanym w Polsce specjalistą od dźwigni na nogi, Gokorem Chivichianem oraz trenerem boksu Vica Darchinyana, oraz trenera boksu, Edmonda Tarverdyanem. Oto co pamięta z treningów z Perezem:
”Richard bardzo mi pomógł, jeśli chodzi o swobodę w wyprowadzaniu dłuższych kombinacji i w wymianach. Pokazał mi kilka rzeczy, dzięki którym lepiej trafiam, pracował nad moim poruszaniem się i pokazał mi, jak składać kombinacje. Oczywiście pomógł mi rozwinąć moją stójkę.”
Perez musiał pokonać wiele przeszkód na swojej drodze, by spełnić swoje marzenia, o pozostaniu jak najbliżej szermierki na pięści. Sam puentuje pytania o jego drogę uśmiechem:
”Nigdy się nie poddaje i coś w mojej głowie powiedziało mi, że padaczka mnie nie powstrzyma. Coś kazało mi dalej walczyć. Wiedziałem, że czeka mnie coś wyjątkowego. Nigdy nie sądziłem, że będę trenerem, ale nigdy nie wiadomo co się wydarzy. Przyjąłem to. W swoim życiu osiąga się punkty, w którym uświadamiasz sobie, że życie jest błogosławieństwem. Musisz przejść wszystko i osiągnąć to, co chcesz. Dzisiaj nie mogę narzekać i nie wyobrażam sobie, bym mógł być jeszcze bardziej szczęśliwy.”