Jedyny pogromca Niko Puhakki z Polski, Adrian Zieliński (11-3) w sobotę, 10-ego maja wyszedł zwycięsko ze starcia ze świetnym fińskim grapplerem. Udało nam się zadać trzy szybkie pytania podopiecznemu duetu Derlacz-Bońkowski.
W pierwszej rundzie zawodnik z Olsztyna rzucił prawym na deski rywala. Kilku moich znajomych widziało porażkę Adriana w tej walce. Zapytałem, czy uważa, że pierwsza runda mogła być punktowana 10-8 na jego korzyść:
„Nie wiem, naprawdę ciężko mi jest to ocenić. Ja jestem zawodnikiem i walczę, od punktowania walk są sędziowie. Każdy sędzia jak wiadomo kieruje się własnymi kryteriami oceny i jest to indywidualna sprawa każdego sędziego. Niko padł po prawym, ale szybko się skręcił, nie pozostał na plecach. Wykorzystał swoje doświadczenie i umiejętności, by z powrotem znaleźć się w stójce.”
Zieliński jest wyróżniającym się zawodnikiem wagi lekkiej w Polsce i zdecydowanie największą gwiazdą Profesjonalnej Ligi MMA. Jak mówi sam zawodnik, na brak propozycji nie narzeka, ale najprawdopodobniej będzie dalej walczył dla organizacji Mirosława Oknińskiego:
„Konkretnych planów na kolejną walkę na razie nie mam. Oczywiście pojawiają się propozycje, ale nie miałbym zbyt wiele czasu na regenerację po tej gali, więc trochę propozycji musiałem odrzucić. Myślę, że kolejną walkę stoczę w obronie mistrzowskiego pasa wagi lekkiej PLMMA.”
Zieliński dokonał czegoś, co nie udało się wykonać Borysowi Mańkowskiemu, Arturowi Sowińskiemu i Maciejowi Górskiemu, byłym i obecnemu mistrzowi największej polskiej organizacji MMA, KSW. Jaki jest więc sposób na silnego Fina?
„Przepis jest bardzo prosty: ciężka praca, mnóstwo wyrzeczeń i wiara w siebie (śmiech). Nie klasyfikuje sam siebie, rankingi nie walczą, ja chce bić sie z najlepszymi i dawać jak najlepsze walki.”