Krzysztof Jotko nie będzie najlepiej wspominał pojedynku z Davidem Branch’em na gali UFC 211 po przegranej walce przez niejednogłośną decyzję sędziów.
Dla Jotko była to ósma walka w organizacji UFC i druga porażka po bardzo dobrej serii pięciu zwycięstw z rzędu. W debiucie Krzysiek pokonał Bruno Santosa, a pierwszą porażkę odniósł w 2014 roku w walce z Magnusem Cedenbladem. W kolejnych pojedynkach pokonał Tora Troenga, Scotta Askhama, Brada Scotta, Tamdana McCrory’ego i Thalesa Leitesa a z do dzisiejszej porażki z byłym mistrzem wagi średniej i półciężkiej WSOF Davidem Branchem.
Walka ta nie należała do najprzyjemniejszych dla oka oraz nie wywoływała emocji jakich wszyscy by oczekiwali. Obaj zawodnicy rozpoczęli walkę dość zachowawczo wymieniając ciosy aż do momentu kiedy Branch wszedł w nogi Jotko i go obalił. Krzysztof szybko uciekł z parteru nie pozwalając rywalowi się rozkręcić i niedługo po tym sam obalił Brancha. Amerykanin również szybko podniósł pozycję do stójki i postanowił wejść w klincz przy siatce przez co tempo walki znacznie spadło.
Druga i trzecia runda raczej nie różniły się znacząco od pierwszej i tutaj też obydwaj zawodnicy zadawali naprzemian kolejne ciosy, które często nie trafiały celu. Branch ponownie obalał Polaka, ale akcja zawsze szybko wracała do stójki, a dodatkowo Branch często klinczował przy siatce na co Jotko zwracał uwagę sędziemu i ten przerywał klincz.
Zarówno z jednej jak i drugiej strony brakowało wyraźnego zaakcentowania przewagi w tej walce, a co się tyczy Krzysztofa, to widać było w drugiej i trzeciej rundzie, że klincz w wykonaniu Brancha zabrał mu dużo sił przez co jego atakom brakowało szybkości i mocy. Ostatecznie sędziowie orzekli niejednogłośnie zwycięstwo przez decyzję dla Davida Brancha (29-28, 28-29, 29-28).
Moim zdaniem przegrał na własne życzenie. Trzecia runda w jego wykonaniu była bardzo słaba. Szkoda bo mógł to wygrać.