Kto tak naprawdę odniósł zwycięstwo a kto powinien wstydzić się swojego występu?
Yair Rodriguez zgodnie z przewidywaniami większości mniejszych i większych ekspertów zdeklasował B.J. Penna. Młody Meksykanin kontrolował pojedynek od pierwszej sekundy do jego zakończenia w szóstej minucie. Sama wygrana z nieuchronnie zbliżającym się do końca kariery Hawajczykiem nie daje Rodriguezowi zbyt wiele, ale szóste z rzędu zwycięstwo w UFC w połączeniu z niesamowicie efektownym stylem walki 24-latka sprawia, że w kolejnym boju może on liczyć na rywala z czołowej dziesiątki rankingu wagi piórkowej. Osobiście z chęcią zobaczyłbym Yaira w starciu z Cubem Swansonem.
Joe Lauzon zwyciężył…w oczach sędziów a swoją postawą po zakończonej walce pokazał, że jest prawdziwym zawodnikiem. Amerykanin zdobył się na szczere słowa, w których podważył werdykt sędziów punktowych twierdząc, że on ten pojedynek przegrał. W kolejnej walce J-Lau mógłby zmierzyć się z wygranym walki James Vick vs. Johnny Case.
Ben Saunders po krótkiej przerwie wrócił do największej organizacji MMA na świecie i zanotował 21 wygraną w karierze. Killa B co prawda nie zachwycił swoją dyspozycją, ale udało mu się pokonać solidnego zawodnika w osobie Courta McGee. W kolejnym pojedynku Saunders mógłby zawalczyć z wygranym starcia Randy Brown vs. George Sullivan.
Sergio Pettis powoli pnie się w górę kategorii muszej. Zaledwie 23-letni Amerykanin w niedzielę zanotował szóste zwycięstwo w UFC zawdzięczając wygraną głównie lepszym umiejętnościom walki w stójce. W kolejnej walce Pettis mógłby zmierzyć się z Jussierem Formigą, z którym miał walczyć na niedzielnej gali jednak kontuzja zmusiła Brazylijczyka do wycofania się.
Drakkar Klose udanie zadebiutował w UFC, pomimo wzięcia walki z małym wyprzedzeniem to właśnie 28-latek w oktagonie zaprezentował się lepiej. Powell o wiele częściej trafiał w stójce, wywierał presję na rywalu a dodatkowo punktował obaleniami i kontrolą z góry.
Oleksiy Oliynyk zapisał się na kartach historii będąc pierwszym zawodnikiem, który w UFC poddał rywala ezekielem – co więcej, The Boa Constructor zmusił do klepania rywala, który był w dosiadzie! 39-letni Rosjanin w czterech występach w największej organizacji MMA na świecie zanotował trzy zwycięstwa przed czasem a w kolejnym boju mógłby zmierzyć się z…
Waltem Harrisem, który podczas niedzielnej gali również odnotował efektowne zwycięstwo. Pierwsze minuty walki nie zwiastowały tego co stało się później, w drugiej odsłonie 33-latek trafił rywala serią sierpów, kolanem a następnie ciosami z gry w parterze zakończył pojedynek.
Nina Ansaroff doczekała się swojego zwycięstwa w oktagonie największej organizacji MMA na świecie. Amerykanka głównie dzięki kontroli w parterze pokonała Jocelyn Jones-Lybarger przerywając passę dwóch kolejnych porażek. W kolejnej walce Ansaroff mogłaby zmierzyć się z Bec Rawlings.
B.J. Penn nie miał żadnych szans w starciu z młodym, rozpędzonym Yairem Rodriguezem. Hawajczyk był w tym pojedynku workiem treningowym, ponieważ nie potrafił znaleźć odpowiedzi na ofensywę Meksykanina. Nie do końca rozumiem co kierowało ludźmi zestawiającymi sklasyfikowanego na dziesiątej pozycji Rodrigueza z 38-letnim, niewalczącym od ponad dwóch lat Pennem. Jeżeli B.J. jeszcze bardzo chce walczyć to musi trzymać się z daleka od czołowej piętnastki wagi piórkowej a także zawodników, którzy walczą o wejście do tego rankingu.
Niestety, Marcin Held „dzięki” sędziom punktowym jest największym przegranym UFC Fight Night 103. Polak walczył w co-main evencie gali, rywalizował z doświadczonym zawodnikiem, dał dobry występ, ale na drodze do szczęścia stanęli sędziowie, którzy w jakiś dziwny sposób zobaczyli wygraną Lauzona. Pozostaje mieć nadzieję, że władze UFC wezmą pod uwagę zaistniałą sytuację i dadzą Marcinowi jeszcze jedną szansę. W kolejnym pojedynku Held mógłby zawalczyć z Drew Doberem lub Jasonem Saggo.
John Moraga pozostaje bez zwycięstwa od grudnia 2014r. Były pretendent do mistrzowskiego tytułu przegrał trzy pojedynki z rzędu i nie będzie niespodzianki jeśli UFC podziękuje mu za współpracę. Jeśli jednak John pozostanie w największej organizacji MMA na świecie to mógłby zmierzyć się z Louisem Smolką lub Zachem Makovskym.
Devin Powell w swoim debiucie w oktagonie największej organizacji MMA na świecie nie zaprezentował niczego co nakazywałoby wiązać z nim jakieś nadzieje odnośnie dalszych startów. 28-latek przez 15 minut był obijany przez Drakkara Klose i zasłużenie przegrał decyzją sędziów.
Viktor Pesta na UFC Fight Night 103 walczył o swój kontrakt z UFC. Przegrał trzecią walkę z rzędu i czwartą w pięciu ostatnich występach. Nie wiem co musiałoby się stać by Czech pozostał w szeregu zawodników UFC.
Podobnie wygląda sytuacja Jocelyn Jones-Lybarger, 31-latka przegrała trzeci z rzędu pojedynek i zapewne też pożegna się z największą organizacją MMA na świecie.
Chase Sherman, Bojan Mihajlović oraz Dmitri Smoliakov znajdują się w bardzo podobnym (złym) położeniu. Każdy z wymienionej trójki w słabym stylu przegrał swoje dwie walki w UFC i pożegnają się z organizacją lub zawalczą o utrzymanie kontraktu.
A co Wam najbardziej zapadło w pamięć? Kto zasługuje na wyróżnienie?