Solidne wyniki oglądalności sobotniej gali.
Gala UFC Fight Night 92 miała utrudnione zadanie, odbywała się tydzień po mocnej „201” w czasie gdy już odbywały się olimpijskie zmagania a dodatkowo w walce wieczoru rywalizowali – nie do końca znani szerszej publiczności – Yair Rodriguez i Alex Caceres.
Mimo to event ten wykręcił przyzwoite wyniki oglądalności. Walkę wieczoru oglądało średnio 863 000 widzów a największą widownię – 1 023 000 osób – zgromadził pojedynek w wadze średniej między Thalesem Leitesem i Chrisem Camozzim.
Kartę wstępną transmitowaną za pośrednictwem kanału FOX Sports 1 oglądało średnio 662 000 widzów co jest wynikiem nieznacznie gorszym od średniej dla gal odbywających się od lutego do sierpnia bieżącego roku.
nie mogłem napisać komentarza wcześniej bo mam cholernie wolny internet i ściągam gale z dużym opóźnieniem , ale to jest mój komentarz , co sądzę o gali:
co do talesa leitesa , to spodziewałem się czegoś więcej, bo te 'poddania’ i tak dalej, leites jest trochę straszny.. no więc gdyby przeciwnikiem leitesa była drewniana kukła to przypuszczam że popisał by się tak samo jak z camozzim – trochę by potargał, trochę by na niej usiadł i tyle. szczerze mówiąc, jak na zawodnika , nie pokazał zbyt wiele. wiadomo, jest męczący , jak zacznie podcinać, łapać i tak dalej, te zapasy, to potrafi zmęczyć. ale ja mam takie wrażenie, że gdyby mamed wziął się za camozziego, to by go obracał tak długo aż coś by mu zahaczył, a nie ciągał by go po macie bez sensu. ja nie wiem no, ja mam wrażenie że leites pamięta tylko jedną rzecz : jak zrobić duszenie zza pleców, i tą jedną rzecz jak nie wyegzekwuje to ma kłopoty. zresztą, camozzi, już przed walką wyglądał na zniecierpliwionego i zniesmaczonego jakiegoś, a w czasie samej walki to wyglądało na to że utracił zdolność kontaktu z trenerem. trener do niego jedno, a camozzi sobie drugie, po swojemu. chyba oni w teamie camozziego, nie wiem o czym już myślą, chyba o Gwiazdce. a leites, jak by chciał, albo mógł, to mógł tego camozziego skończyć na sto sposobów, mógł go kopać, uderzać pięściami, i tak dalej , różne miał możliwości, a z tego wybrał akurat to , że się będą tarzać, i on go będzie obezwładniał. bez sensu.
czekałem na walkę bermudeza, to znaczy nie znam wielu zawodników, bermudeza też ogólnie nie, ale widziałem te migawki , te jego finishe , dawało do myślenia. zresztą ja oglądam najchętniej wagę muszą kogucią i piórkową. i trochę mnie to zaskoczyło, co zobaczyłem, to znaczy jak ściągnąłem i obejrzałem , bo na żywo nie zmęczyłem, poszedłem spać przed finałem. więc, bermudez, niby 'featherweight’, ale jaki on jest przypakowany. takiego zawondnika widziałem kiedyś, podobnego do niego, na kunlun fight, też rusek miał takie grube nogi. jak taką nogą walił low kicka to przeciwnicy wysiadali. good bye, do widzenia. ile można takich low kicków przyjąć.. nie dużo. jeszcze (bermudez) rozwalił przeciwnikowi czoło. taka rana, na czole ? o kurde.
więc , jak już zaczęła się ostatnia walka, rodrigueza z caceresem, to się jakby zdziwiłem, „co? featherweight, ale super, jeszcze jedna walka w niższej wadze”. ale to zdziwienie się wzięło z tego oglądania bermudeza. naprawdę , gość jest tak siłowy, że szok. na ale więc : walka finału – „Wow” ! co można powiedzieć. nieprawdopodobne ! pięć rund ? w takim tempie ? tak technicznie , z taką nieprawdopodobną techniką ? Wow ! to po prostu, ja oglądałem tą walkę dopiero raz, ale muszę z jeszcze raz obejrzeć. to wszystko, te serie rodrigueza, nieprawdopodobne. rytm. to niesamowite jakie wyczucie rytmu ma Yair rodriguez. rzeczywiście, jakaś puma albo pantera, robi niezwykłe rzeczy i jaki jest elastyczny mentalnie ! ma pomysł, sprawdza, i robi. wykonuje. no i piruety. rzeczywiście rzadko się widzi, że w defensywie, zawodnik zamiast uciekać do tyłu, robi nogą przednią krok do tyłu z piruetem , albo nogą tylną krok do przodu z obrotem. to jest niezła kontra na grapplerów, jeszcze jak się włoży kolano. Świetna walka.
pozostałe walki w głównej części były , lekko mówiąc 'dull’ , nudnawe. wręcz słabe. tylko jak patrzyłem na tego argentyńczyka, bo tam jeden walczył wcześniej, to myślałem sobie, że argentyński pomysł diego maradony, żeby uczynić 'prawdziwą sportową męską sztukę’, czyli powołać do życia jakiś wyimaginowany byt, nowy męski sport, w który argentyńczycy będą mogli pokazać jakimi są mistrzami, chyba ta koncepcja diego maradony 'głębokich studiów nad boksem itp’ się spaliła i zużyła , i nic z tego nie zostało. ja jak patrzę na to co robią argentyńczycy, to nie mogę oprzeć się wrażeniu, że to jest gówno , i , oraz konkluzji, że cokolwiek oni robią, wniosek na końcu (ich) jest taki , że 'bez kokainy, to się nie uda’. 'bez kokainy, nie da rady’.
jeśli ja się mijam z prawdą albo czegoś nie dopowiadam, to proponuję obejrzeć żonglerów z ameryki latino, na przykład peruwiańskich, którzy żonglują piłką leżąc na plecach. prawda jest taka , że ten cały sport latynoski ciągnie na 'kolumbijskiej ścieżce’. różnica między krajami latino, jest tylko taka, 'kto gdzie kupuje towar’. brazylijczycy – w peru. argentyńczycy – raczej w boliwii. jeśli ktoś mi powie, że KMB to jest imiona trzech króli to go zabiję śmiechem. Karakas Medelin Bogota. Trzej królowie latino. może kokaina, nie pomaga aż tak w sportach walki, chińczycy ciągną kokainę od dziesiątków lat, kino z hongkongu powstało w połowie na tym co wciągnął jet li i koledzy. a czy kokaina może pomóc 'fighterowi’, o tym najlepiej wam powie Paksiao. ja go posądzam o to że przejechał na ścieżce pół kariery. ha ha ha
czym się różni argentyński cwaniak od portugalskiego macho ? on, jak zobaczy coś dziwnego, czego nie rozumie, przypisze to swojej bystrości (jestem cwany i to mi pasuje). portugalczyk powie , to co zawsze i przez cały czas oni mówią i powtarzają : „to jest DZIWACZNE” (ang. peculiar) „ja tego nie rozumiem, tego nie powinno być”. i tak chodzą przez życie i przez świat powtarzając swoją mantrę „peculiar peculiar. moje życie..! co za gówno !”. brazylijski styl. polecam.
jak ktoś mi powie że to jest nudne, to co napisałem, to kłamie. a jeśli ktoś przeczyta i mu się spodoba, to właśnie o to chodziło, i taki był cel.
„wszystko co nie jest kokakiną, nie jest także brazylią.” wielki ronaldino
// co ? że nie można grać , w stanie spożycia kokainy ? jak to nie można. a kto ich tam skontroluje. codziennie jest w ameryce 100 meczów piłki nożnej, i kto ma towar, ten ciągnie. kto i gdzie ich tam skontroluje ? no kto ?!
tego co w.cejrowski nie wie, tego nie powie. a nie wie nic o sporcie ani o tym w co by nie uwierzył.