Podczas ostatniego pokazu nowej mody octagonowej Reebok & UFC, mistrzyni wagi koguciej UFC Ronda Rousey miała czas, aby porozmawiać z dziennikarzami.
Rousey wyniosła kobiece MMA na inny poziom. Poza absolutną dominacją w klatce, „Rowdy” gra w hollywoodzkich filmach, bierze udział w talk-show i ciężko nie zgodzić się ze stwierdzeniem, że jest jedną z najbardziej rozpoznawalnych gwiazd UFC i jednym z powodów, dla których Reebok podjął współpracę z UFC.
„Fajnie, że mogę nagrodzić zaufanie, jakim obdarzyli mnie Dana i bracia Fertitta. Podjęli spore ryzyko i za każdym razem, kiedy mogę pokazać, że im się to opłaciło, jestem szczęśliwa.”
Na UFC 190, które odbędzie się 1 sierpnia 2015, Rousey zmierzy się z Bethe Correią. Brazylijka już pokazała, jak daleko może posunąć się w trash-talku, a jej uwaga o samobójstwie była szeroko krytykowana w świecie MMA.
„Nigdy w życiu nie chciałam nikomu dołożyć, tak jak chcę dołożyć jej. Nie skończę jej szybko. Powiem to pierwszy raz w życiu, że będę specjalnie przedłużać walkę, żeby ją bardziej sprać.”
Jak to się ma do nie kierowania się emocjami w trakcie walki, tylko konsekwentnym wykonywaniem gameplanu?
„Kiedy siedzę na krześle, mogę się rozproszyć. Ale kiedy walczę, liczy się tylko tu i teraz. Nie ma żadnego pięć minut temu, czy za pięć minut, jest moment obecny.”
„W moim mózgu wtedy zachodzi tylko obserwacja i decyzja. Nie ma emocji. Tylko to, co się dzieje i co należy zrobić. Dlatego kiedy wychodzę z octagonu, nie pamiętam, co się w nim działo. Kiedy wszystko się sypie i emocje sięgają zenitu, chcę walczyć, bo tam się mogę odciąć i skupić.”
„Bethe udało się jedno: nie lubię jej bardziej niż Mieshy.”