Brazylijczyk mówi o rekordach, planach i krytyce pod adresem jego osoby.
Gleison Tibau (33-10, 16-8 w UFC) nie uchodzi za jednego z najbardziej popularnych zawodników amerykańskiego promotora. A już dzisiaj Brazylijczyk stoczy walkę z Tonym Fergusonem (17-3, 7-1 w UFC), będzie to dla niego 25 pojedynek w UFC. Tym samym Gleison zbliża się do rekordu Tito Ortiza, który ma na koncie 27 walk w największej organizacji MMA na świecie.
Łamię wszystkie moje rekordy w UFC i wszystko czego teraz chcę to najdłuższa passa zwycięstw. Jestem jeszcze bardziej zmotywowany z tego powodu. Moim celem jest stanie się zawodnikiem z największą liczbą walk w UFC ale zawsze szanuję moje ciało. Walczę już drugi raz w 2015r. a mamy dopiero drugi miesiąc roku. Po tej walce będę miał jeszcze dwie walki do Tito Ortiza i trzy do prześcignięcia go i stania się zawodnikiem z największą liczbą walk w UFC. Jestem szczęśliwy z tego powodu i chcę osiągnąć ten cel w tym roku.
Krytycy oskarżają Tibau o to, że w ostatnich latach nie był w stanie kończyć rywali przed czasem. Brazylijczyk odpiera atak tłumacząc się tym, że na tak wysokim poziomie jest to niezwykle trudne.
Krytycy mnie nie obchodzą ale wiem, że muszę wygrywać więcej walk przez poddania lub nokauty. Walczę na najwyższym poziomie, wszyscy wiedzą do czego są zdolni inni zawodnicy, więc trudno zaskoczyć przeciwnika. W kilku moich ostatnich walkach posyłałem rywali na deski ale nie mogłem ich znokautować. Zdarza się. Zawsze staram się dać walkę ciekawą dla fanów ale niemożliwe jest robienie tego cały czas.
Jeśli spojrzeć na suche fakty Gleison w ostatnich 9 wygranych 2-krotnie poddawał rywali, 2 pokonał jednogłośnymi decyzjami sędziów a 5 przez niejedno głośne decyzje.
Tibau nie może uwierzyć w to, że jeszcze nie znalazł się w top15 wagi lekkiej UFC.
Nie mogę uwierzyć w to, że po wszystkich walkach w UFC nie jestem w rankingu. Ktokolwiek wygra naszą walkę powinien znaleźć się w rankingu.