Dzisiaj pobawimy się chwilę w matchmakerów UFC i stworzymy pojedynek jakiego świat nie widział. Później cofniemy się w czasie i „potowarzyszymy” Aleksandrowi Powietkinowi podczas spaceru, przekonamy się też, że czasem po prostu nie warto być koleżeńskim i dowiemy się także, ile kosztuje „Święty”. Na koniec Dana White zaprosi Tysona Fury do UFC a Tyson Fury przebije samego Jamesa Toneya.
Wiadomość dnia: Josh Barnett zaszczyca swoją obecnością UFC, UFC czuje się zaszczycone, Dana White promienieje ze szczęścia a kibice z uśmiechem na ustach rozpoczynają „tentegowanie” w głowie – „z kim oraz kiedy” i tylko… koni żal. A skoro już jesteśmy przy koniach, to nie można nie wspomnieć o Alistairze Overeemie. Proszę wyobrazić sobie sierpniową walkę na UFC 164 – Alistair „Chemiczny Ali” Overeem vs. Josh „Dałem się trzy razy złapać na dopingu” Barnett. Zwycięzcy ww. pojedynku Dana White funduje testosteronową kuracje zastępczą, wszyscy są szczęśliwi i tylko… koni żal.
Tak jak można było przewidzieć Aleksander Powietkin, mający w perspektywie walkę z Władimirem Kliczko, nie bawił się w zbytnią gościnność i już w 3 rundzie wybił Andrzejowi Wawrzykowi zakusy na pas WBA Regular. Pierwsza runda to w zasadzie tylko sparing na lewy prosty, natomiast druga i trzecia przypominały bardziej egzekucje. Zapewne, spacery z psem po parku niejednokrotnie były dla Powietkina bardziej męczące niż walka z Wawrzykiem. Ale, z drugiej strony, jeśli jest okazja sięgać szczytu, to trzeba próbować.
Tej samej nocy nie popisał się jednak zbytnio Władimir Powietkin, prywatnie brat Aleksandra, którego w roli Cutmana, w walce wieczoru zatrudnił sam Denis Lebiediew. Lebiediew prawdopodobnie nie mógł gorzej wybrać, przede wszystkim dlatego, że Powietkin o roli Cutmana miał takie pojęcie jak nie przymierzając wydra morska o rachunku różniczkowym, czy fizyce kwantowej. Opuchlizna powstała wokół oka Lebiediewa, zafundowana mu przez Guillermo Jonesa, była przez Powietkina (co przerwa między rundami) „pacyfikowana”… woreczkiem z lodem. Oprócz oczywiście elementarnej wiedzy z zakresu, powiedzmy… „cutmeństwa” zabrakło również urządzenia o nazwie „żelazko”, z którego w tak palącej sytuacji prawdopodobnie nawet wspomniana wyżej wydra morska potrafiłaby zrobić dobrodziejstwo. Efekt był taki, że Lebiediew wyglądał jak gdyby założył maskę z filmu „Scary Movie”, przez większość walki nie widział nic na prawe oko (zapytany przez lekarza twierdził, że widzi), przegrał w zasadzie z powodu tej kontuzji a w miejscu oka miał dosłownie kajzerkę.
Jak już wiemy Krzysztof Zimnoch wygrał na punkty z Oliverem McCallem a jego promotor oficjalnie poinformował, że następnym przeciwnikiem Polaka będzie sam Evander Holyfield! Według wstępnych informacji Holyfield „zaśpiewał” sobie za taki występ 250 000$ co przy kwocie 32 tysięcy, które pomiędzy siebie podzielili Oliver McCall oraz jego syn Elijah McCall, brzmi naprawdę oszałamiająco. Strach pomyśleć, ile zażyczyłby sobie „Holy”, gdyby miał przybyć do Polski wraz z jedenaściorgiem swoich dzieci.
Dana White miał dość ujadania Tysona Fury i w prostych, żołnierskich słowa inwitował Tysona do oktagonu UFC na walkę z Cainem Velasquezem, której Fury ponoć tak bardzo pragnie. Odkąd jednak White wystosował owo zaproszenie, Brytyjczyk niespodziewanie zmienił front. Owszem, James Toney nazywa braci Kliczko mianem „BitchKO Sisters” oraz określa Davida Haye jako Davida Gay, ale to Fury poszedł dalej i za pośrednictwem Twittera podał do publicznej wiadomości, że wszyscy ww. (nie wliczając w to Toneya oczywiście) to frajerzy i koniobijcy. Mocne słowa jak na kogoś, kogo słabości, braki w obronie oraz technice a także „przeszkloną szczękę” obnażył „waciany” Steve Cunningham. Taki apel z mojej strony (Cain, David, Vitalij, Wladimir, James [?] or anynone else) – niech mu ktoś zwyczajnie i po ludzku wpi****li. Może w końcu będzie spokój… i przy okazji zabierzcie mu Twittera błagam.
Jędrzej Kowalik
www.fight24.pl
Wawrzyk vs. Powietkin – to nie mogło się inaczej skończyć. Powietkin ładnie i bez problemów trafiał lewym prostym bez żadnej obrony ze strony Polaka. Pierwszy knockdown i już było wiadomo, że walka długo nie potrwa. Nie ta liga.
A to ja powiem szczerze, że po pierwszej rundzie byłem optymistą i miałem nadzieję, nie na zwycięstwo ale na dobrą walkę, ale z taką szczęką jak ma Wawrzyk to ciężko będzie coś zwojować, a dokładniej mówiąc, według mnie Wawrzyk nigdy nie będzie mistrzem HW.