Przed zbliżającą się walką rewanżową na gali UFC on ESPN 6, Jeremy Stephens mówi, że jego konflikt z Yairem Rodriguezem, to sprawa bardzo osobista.
W pojedynku co-main event gali UFC w Bostonie, która odbędzie się w piątek, dwaj zawodnicy wagi piórkowej Jeremy Stephens i Yair Rodriguez powrócą do akcji po nieudanej pierwszej walce do której doszło 21 września na gali UFC Fght Night 159 w Mexico City. Walka zakończyła się w zaledwie 15 sekund z powodu przypadkowego uderzenia w oko przez Yaira Rodrigueza. El Pantera od razu powiedział, że Lil Heathen mógł walczyć dalej, ale chciał się stamtąd wydostać. Nikt jednak nie znał powagi kontuzji Jeremy’ego Stephensa, ale wystarczyło, że po pięciu minutach od trafienia nadal nie mógł otworzyć uszkodzonego oka.
Po walce, sprawy między zawodnikami przybrały jeszcze bardziej intensywny charakter w hotelu i przed nadchodzącym rewanżem Jeremy Stephens wie, że ta walka jest sprawą osobistą i teraz dotyczy również jego rodziny.
„Czuję się dobrze. Zachowuję stoicki spokój. Jestem jak bomba z opóźnionym zapłonem. Gotowy do startu. Zabiję tego dzieciaka, a jeśli on nie umrze, to się nie będzie liczyło. Tak właśnie myślę. Zawsze jest to sprawa osobista. To zawsze jest osobiste, kiedy walczysz, a ten dzieciak próbuje zabrać pieniądze mojemu dziecku. A gdybym przyszedł do twojego domu, zabrał ci jedzenie ze stołu i zbił twojego dzieciaka? Tak to widzę. Jak byś się czuł, gdybym to zrobił? Byłoby to coś osobistego? Tak, to sprawa osobista.
To jest walka. Dostajesz tylko jeden czek, jeśli przegrasz, myślisz, że to jest gra? Myślisz, że to jest sport? To nie jest sport, to walka na pięści, brachu. Walczę o swoją krew, walczę o swoją rodzinę za każdym razem, gdy tam wchodzę”.
Jeremy Stephens chce przełamać swoją niezbyt udaną serię ostatnich dwóch porażek przez TKO z Jose Aldo i przez decyzję z Zabitem Magomedsharipovem oraz pojedynku nierozstrzygniętego z Rodriguezem. Nie ma wątpliwości, że jest zmotywowany do tej walki.