(fot, mmamania.com)
Tito Ortiz (15-8), przegrał czwarty pojedynek z rzędu. Były mistrz wagi półciężkiej swoje najlepsze lata ma za sobą. Ostatni swój pojedynek wygrał z Kenem Shamrockiem, który odbył się w 2006 roku. Przez ten czas „Punishment” stoczył pięć pojedynków, w których ani razu nie zwyciężył. Jedynie raz zremisował z Rashadem Evansem podczas gali UFC 73. Minionej soboty na gali UFC 121, Tito znowu przegrał, tym razem z Mattem Hamillem. Pomimo kolejnych niepowodzeń Ortiz nie zamierza kończyć kariery.
„Nie jestem nawet blisko zakończenia mojej kariery. Decyzja leży w rękach Dany, ale przeszedłem kilka operacji, po których ludzie nie powracają. Czuję się świetnie. Oprócz tego, że mam kilka otarć na twarzy, czuję się dobrze. Muszę wrócić do zapasów. Potrzebuję wrócić do moich korzeni.
Co jednak na to sam Dana White ?
Wydaje mi się, że jest to czwarta z rzędu porażka i wszyscy wiemy co się dzieje, kiedy przegrywasz cztery pojedynki pod rząd w UFC. To jest duża liga.
Tito leci z UFC, bo jakoś go nie widze w nastepnej walce dla tej organizacji.
Tito ma jeden olbrzymi problem od prawie dekady… JEST IGNORANTEM. Lubię gościa, ale jeśli od kilku lat trenuje z tymi samymi osobami na co dzień, to ciężko żeby się rozwijał. Jego jedyną nadzieją jest opuszczenie jego ukochanego Team Punishment i dołączenie do jakiegoś innego klubu. Inaczej będzie ciągle tym samym Tito, co parę lat temu, rok temu i teraz…
coś słabo trenuje z Jenną…